Nieco ponad 100 wniosków o udział w pilotażu, w ramach którego receptę na tabletkę „dzień po” będzie można otrzymać od farmaceuty, wpłynęło do 7 maja do oddziałów NFZ w całej Polsce. Biorąc pod uwagę liczbę aptek w Polsce, to chyba nie jest powalająca liczba?
To zainteresowanie nie jest małe, bo jeżeli mówimy o stu aptekach w ciągu kilku dni, to łatwo sobie wyobrazić, że będzie to na pewno za chwilę liczba kilkukrotnie wyższa. Druga kwestia dotyczy tego, czy faktycznie potrzebujemy dla tych kilkuset recept dziennie uruchamiać 12 tys. aptek i 27 tys. farmaceutów. Myślę, że nie ma się co licytować nad tym, ile ich będzie. Ważne jest natomiast to, żeby one były równomiernie rozmieszczone.
Mieliśmy spotkanie, w którym uczestniczyło kilka tysięcy farmaceutów i staraliśmy się rozwiać bardzo wiele wątpliwości. Są dwa problemy, które trzeba sobie omówić w szczególności. Kwestia pierwsza to słynna zgoda rodziców u piętnastolatki. To stanowisko Naczelnej Rady Aptekarskiej nie wynika z przekonań moich czy moich kolegów. To również stanowisko Naczelnej Rady Aptekarskiej, Naczelnej Rady Lekarskiej, Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych, a także Fizjoterapeutów czy Diagnostów.
Środowiska wszystkich samorządów medycznych powiedziały wprost, że to jest świadczenie zdrowotne, więc powinna w przypadku osoby małoletniej być zgoda opiekuna. To samo powiedział Rzecznik Praw Obywatelskich, to samo powiedzieli dziennikarze i to samo powiedzieli prawnicy. Wszyscy mówią, że ta zgoda powinna być i to była pierwsza kwestia, którą chcieli usłyszeć farmaceuci. Nasza rekomendacja jest taka, żeby u osób małoletnich o taką zgodę poprosić.
Druga kwestia to są procedury Narodowego Funduszu Zdrowia. Mówimy na razie o 100 wnioskach. To nie znaczy jeszcze, że umowy są zawarte. Ta procedura będzie chwilę trwała. Miejmy nadzieję, że krócej niż ta, która była na szczepienia. Słyszeliśmy też, że fundusz ma zamiar limitować te świadczenia i to jest kolejny problem, który trzeba rozwiązać. Apteki, słysząc, że mogą dostać kilka takich konsultacji, po prostu nie chcą się bawić w gigantyczną papierologię po to, żeby zawalczyć o 150 czy 200 zł miesięcznie, a jednocześnie mieć problem, że którejś pacjentce trzeba będzie powiedzieć, że właśnie jest poza limitem (rozmowa była rejestrowana przez ogłoszeniem przez NFZ, że usługa nie będzie limitowana - przyp. red.) Pozwolę sobie na pewną refleksję. Mam od kilku tygodni wrażenie, że już nie ma żadnych innych pigułek. Jest tylko ta jedna.
Rzeczywiście, kością niezgody była i pozostaje nadal kwestia zgody rodziców w przypadku małoletnich pacjentek, a może klientek? Kogo właściwie?
Podstawowa sprawa jest taka, że mamy prawo w bardzo różnym stanie. Ono jest bardziej spójne, mniej spójne, ale z drugiej strony jest na tyle solidne, że nie da się go tak łatwo ominąć, tylko po to, żeby piętnastolatka nie musiała uzyskiwać zgody. Próbuje się poprzez wycięcie czterech słów nagle stwierdzić, że my nie mamy już obowiązku żądania takiej zgody, podczas gdy taki obowiązek ma lekarz czy pielęgniarka. Jednocześnie dzisiaj w aptece nie można takiej pacjentki zważyć, nie można jej zmierzyć w pasie, nie można jej zmierzyć ciśnienia bez zgody rodziców. I nagle okazuje się, że poprzez skreślenie czterech słów te wszystkie przepisy znikają. Jeśli to jest cały pomysł na plan B, to nie jest on dobry.
Już w pierwszych słowach tego rozporządzenia, i to może znaleźć każdy, jest napisane „pacjent”. Definicja zawarta w ustawie o prawach pacjenta określa, że jest to osoba, której jest udzielanie świadczenie zdrowotne. Musimy sobie też odpowiedzieć na pytanie, czy to, że my sobie usuniemy te cztery słowa sprawi, że już nie będzie to opieka farmaceutyczna, tylko opieka farmaceuty? A czym jest opieka farmaceuty? Nie mamy pojęcia, dlatego że to nigdzie nie jest zdefiniowane. Pojawia się więc pytanie, czy my w tym momencie nie narażamy się na roszczenia ze strony rodziców. Wystarczyło wpisać do rozporządzenia „w przypadku osoby małoletniej zgoda nie jest wymagana”. A tego nie ma – nie znajdziemy tego też w ocenie skutków regulacji. W razie procesu sądowego, który wytoczy farmaceucie ojciec dziewczynki, której udzielono świadczenia czym się taki farmaceuta ma zasłonić? Wypowiedzią? Nie mamy oficjalnego stanowiska, nic nie wisi na stronie Ministerstwa Zdrowia. Nie powstał żaden komunikat, który powie, że zgoda nie jest wymagana. A Rzecznik Praw Obywatelskich powiedział, że jest ona wymagana. Mamy w sądzie polemizować pomiędzy jednym a drugim stanowiskiem?
Dlatego nasza postawa jest taka, jaka jest. Jesteśmy absolutnie zwolennikami tego, żeby rozwijać ten pilotaż, przede wszystkim dlatego, że ma bardzo szeroką wartość edukacyjną. Natomiast nie chcemy się zgodzić na to, żeby wyłączyć nas z całego systemu ochrony zdrowia, tworząc pojęcie, które nigdzie indziej nie istnieje, po to tylko, żebyśmy ominęli zgodę u tych kilku piętnasto-, szesnasto- czy siedemnastolatek w skali kraju.
Wprost było mówione, że skoro prezydent nie podpisał ustawy, to dopóki głowa państwa się nie zmieni trzeba mieć plan B. Czy farmaceuci nie czują, że ktoś się nimi posłużył, żeby obejść przepisy?
Nie chcę wchodzić w strefę emocjonalną, bo kończy się to tym, że ktoś mówi, że mam poglądy takie jak pan prezydent Andrzej Duda, a to nie o to chodzi. Chodzi o to, że mamy dzisiaj szereg ustaw i nie da się ich, brzydko mówiąc, wykastrować w taki sposób, żeby powstał idealny Plan B. W mojej ocenie plan B może być świetny, ale to nie ma być okaleczony plan A, tylko coś zupełnie innego, a więc szeroki program edukacyjny, bardzo duży, w którym rozmawiamy o antykoncepcji z kobietami, nie tylko tymi w wieku pomiędzy piętnastym a osiemnastym rokiem życia. Pewnie kogoś zaskoczę, ale mam uzasadnione podejrzenia, że nie tylko osoby pomiędzy piętnastym a osiemnastym rokiem życia uprawiają w Polsce seks. Mogę się mylić, oczywiście, ale takie mam poczucie. W związku z tym kierujemy edukację nawet do matek tych dzieci i to jest ogromny walor. Wykorzystujemy potencjał farmaceutów, tworzymy pierwszy w Polsce program, w którym każda kobieta, niezależnie od tego, jak jest sytuowana, może wejść do apteki, spotkać się z farmaceutą i dowiedzieć się czegoś, co może też przekazać swojemu dziecku. Może zadbać o to, żeby córka nie czerpała wiedzy z internetu. To jest niezwykle ważna rzecz.
Sprowadzanie tego wszystkiego tylko i wyłącznie do kwestii zgody rodzica, dołączanie głupich pomysłów, które mówią, że ktoś coś powinien łykać przy farmaceucie, to zła droga. Proszę sobie wyobrazić sytuację ojca, do którego przychodzi piętnastolatka i mówi: tatusiu, wczoraj uprawiałam seks z kolegą, ale absolutnie nie chciałam tego. Potem poszłam do apteki, a tam pan powiedział, że nie muszę do ciebie dzwonić. Wystawił mi receptę i jeszcze powiedział, że mam przy nim połknąć tabletkę. To jest coś, z czym każdy normalny człowiek się budzi z krzykiem, a tym bardziej farmaceuta, który za to odpowiada.
My codziennie wydajemy narkotyki, wydajemy najcięższe leki i nagle się okazuje, że przy tym jednym jest taki duży spór polityczny, a przecież to można zupełnie spokojnie pogodzić. Zwiększamy dostęp do kompetencji, tak jak chcą jedni, zabezpieczamy piętnastolatki, tak jak chcą drudzy, chcemy zapewnić rozwój farmaceutom – tym, którzy chcą się rozwijać, ale jednocześnie ci, którzy chcą się zasłonić nawet własnymi poglądami religijnymi, nie muszą tego robić. Po prostu nie wchodzą do pilotażu.
Uważam, że powinno się nad tym projektem popracować, a jednocześnie dać wolną rękę farmaceutom. Niech oni sami decydują, tak jak 180 tys. razy miesięcznie, kiedy wystawiają recepty farmaceutyczne w zagrożeniu zdrowia. To nie jest przecież jedyna tabletka, przy której się wystawia receptę farmaceutyczną. My to robimy z antybiotykami, z lekami nasercowymi. Robimy to z lekami, które ratują życie w cukrzycy. Z tą delikatną korektą to może być naprawdę świetny projekt, tylko chodzi o to, żebyśmy się też nie dali uwikłać w dyskusje polityczne.
W takim razie ten okaleczony plan B należałoby uzdrowić, nowelizując pewne założenia w tym co już powstało, czy po prostu tego nie ruszać, a realizować go tak jak nakazuje prawo krajowe?
Myślę, że w tej chwili powinniśmy poczekać, zanim z tych stu aptek zrobi się dwieście, trzysta czy tysiąc. Trzeba po prostu pozwolić farmaceutom decydować. Wielu z nich wypowiedziało się między innymi w mediach, że chcą się sugerować jednak naszymi rekomendacjami, nie chcą ryzykować. Dzisiaj mówimy o tabletce „dzień po”, ale kilka lat temu mówiliśmy to samo o szczepieniach, gdzie było jeszcze więcej obaw i jeszcze więcej problemów, bo to było coś kompletnie nowego. Przecież dla nas recepta farmaceutyczna nie jest niczym nowym. Rozmowa z pacjentem także. Szczepienia były czymś zupełnie egzotycznym, więc przeszliśmy tamten etap, po prostu prowadząc go bez emocji, rozwiązując każdego dnia kolejny problem. Dziś już na przykład mamy odpowiedź od ubezpieczycieli, że to jest objęte ubezpieczeniem i farmaceuta może wykonywać tę czynność zupełnie spokojnie.
Powinniśmy rozmawiać np. o kontraktach czy uproszczeniu papierologii. Jestem zaskoczony tym, że ktoś mówi, że to jest taki pilotaż, który ma wytrzymać do zmiany prezydenta. Jeżeli cała nasza praca ma się skupić na tym, żebyśmy rozwiązali problem piętnastolatek, który jest w mojej ocenie marginalny i poczekali do zmiany prezydenta, no to ma pan rację. Troszeczkę się czujemy w tym w tej sytuacji jak narzędzie.