Doktor Google czy doktor Sutkowski? Na kogo stawiają pacjenci?
Doktor Sutkowski, stawiajmy na doktora Sutkowskiego (śmiech).
A może po diagnozę do wyszukiwarki, a po leki do lekarza?
Po diagnozę niewątpliwie do wyszukiwarki. Później chwila zastanowienia, czy sobie z tym poradzę. I później do nas, lekarzy. Na szczęście pacjenci mają do mnie szacunek, za co mogę tylko podziękować, i na tyle atencji i kultury, że zwykle nie stawiają sami rozpoznań od razu. Oczywiście mają swoją wizję tego, co się dzieje. Czasem zdarza się iż próbują podciągnąć i narzucić diagnozę. Bywa, że mają rację. Wtedy trzeba pacjentowi ją przyznać, że tym razem internet i pacjent nie pomylili się. Ale częściej jest odwrotnie. Trudno pacjentowi się w tym wszystkim odnaleźć , bo musi znać kontekst, a czasem szuka po omacku. W z związku z tym myśli pacjenta rozbiegane są w stronę rzeczy, które nie występują.
Ale ostatecznie pacjenci trafiają do lekarza rodzinnego. Lekarz rodzinny to ten ze specjalizacją. Często mówi się tak też o lekarzach POZ. Łącznie to duża grupa zawodowa.
Łączna to ponad trzydzieści kilka tysięcy lekarzy. Z tym, że specjalistów medycyny rodzinnej jest 12,5 tys. Kto to jest lekarz medycyny rodzinnej? Tę specjalizację ustanowiono dosyć dawno w polskich warunkach, bo 19 sierpnia 1984 roku. Dziś, jeśli ktoś zrobi czteroletnią specjalizację, to staje się specjalistą medycyny rodzinnej. POZ czyli podstawowa opieka zdrowotna, to nie lekarz tylko miejsce, w którym lekarze pracują. To trzeba odróżnić. Lekarze tam pracujący to lekarze POZ i niekoniecznie musi to być specjalista medycyny rodzinnej. Często nim nie jest, bo jesteśmy mniej więcej w jednej trzeciej składu. Pracują z nami lekarze bardzo różnych specjalizacji Naliczyliśmy ich ponad 60, ale najczęściej są to koledzy interniści czy pediatrzy.
Jeśli weźmiemy pod uwagę, że lekarzy pracujących z pacjentem, jest w Polsce około 130 tys., a z prawem wykonywania zawodu prawie 160 tys., to mamy do czynienia z bardzo dużą grupą zawodową. Czy ta grupa zawodowa cieszy się szacunkiem, o którym pan wcześniej wspomniał?
Nie do końca. Ten szacunek mógłby wynikać z różnych względów. To, czy zasłużyliśmy sobie na szacunek lub jego brak, zależy przede wszystkim od nas. Przez wiele lat ta specjalizacja była trochę deprecjonowana. Zdarzało się, że w czasie wyborów politycy mieli na ustach rodzinę, w związku z tym mieli lekarzy rodzinnych na sztandarach, ale naprawdę uważano nas za lekarzy, którzy niewiele umieją, a tę specjalizację zrobili może z konieczności, właściwie to nawet nie uważano nas za specjalistów.
Równocześnie mówiono o nas, że jesteśmy lekarzami „pierwszego konfliktu”, bo jesteśmy na pierwszej linii frontu. Jednocześnie wydaje się, że ta specjalizacja, wbrew temu, co większość społeczeństwa myśli, jest bardzo trudna. Ona łączy w sobie elementy pediatrii, interny, chirurgii, laryngologii, ginekologii czy okulistyki. Tak naprawdę trochę wszystkiego z medycyny. A jak się jest od wszystkiego, to ponoć jest się od niczego. Ale to w tym przypadku nieprawda. Akurat w medycynie rodzinnej sprawdza się to. Są na to dowody naukowe, które głoszę, że jeżeli jest blisko ciebie lekarz rodziny, to żyjesz dłużej, lepiej i w lepszym zdrowiu. To lekarz rodzinny stanowi pewną gwarancję zdrowia, bo jest blisko nas, jest przyjacielem rodziny i zna jej kontekst. Jest blisko lokalnej społeczności i ją rozumie. Jest oczywiście specjalistą i potrafi wiele rzeczy zrobić. Na szczęście zmienia się przeświadczenie, że lekarz rodzinny to taki trochę, przepraszam za określenie, konował od wszystkiego. Ale jest pewien minus. Mianowicie taki, że system nas nie zauważa. Specjalistów medycyny rodzinnej, ale także i lekarzy POZ bardzo potrzeba. Musimy, jak cały świat, postawić na ambulatoryjną opiekę zdrowotną, a nie zaczynać od szpitalnictwa. To wiąże się z pieniędzmi, które idą do POZ, organizacją systemu, szkoleniem kadr. Mamy dużo do zrobienia w tej materii. A środowisko musi być warte i gotowe do zmian, do przeciwstawienia się różnego rodzaju impulsom politycznym, niekoniecznie merytorycznym, jeśli chodzi o układankę systemu. System w Polsce przeżywa różnego rodzaju wahnięcia, stawia trzy kroki do przodu i jeden w bok oraz jeden do tyłu. I tak się to toczy na przestrzeni dziejów. Natomiast medycyna rodzina niewątpliwie obroni się, bo to specjalizacja najbardziej totalna, najbardziej szeroka, jeśli chodzi o specjalizacje niezabiegowe. Choć tak jak powiedziałem, troszkę zabiegowcami też jesteśmy. System nie zauważa nas, traktuje jednakowo. Można więc sobie siedzieć w przychodni, rozdawać „karteczki” i być trochę lekarzem rodzinnym, upraszczając oczywiście. Natomiast niewątpliwie powinniśmy być bardzo aktywni i wykorzystywać nasze możliwości. System, Ministerstwo Zdrowia, NFZ powinni promować i wykorzystywać możliwości lekarza rodzinnego, specjalisty od naszego rodzinnego zdrowia.
Użył Pan określenia „lekarz pierwszego konfliktu”, konował. Czego jeszcze można się nasłuchać, siedząc w gabinecie?
Wszystkiego. My się przede wszystkim tłumaczymy za system. Dostajemy, bo jesteśmy na pierwszej linii. Pacjent ma do nas pretensje, choć one mogłyby dotyczyć innych. Z innymi lekarzami pacjent nie jest w stanie porozmawiać, bo dostęp do innych specjalistów jest utrudniony. My jesteśmy od wszelkich możliwych zachorowań. Do nas pacjenci zgłaszają się z wielochorobowością i wieloobjawowością. Narzekają w wielu obszarach, bo system jest dla pacjenta niejasny. Powinien się zdecydowanie zmienić. I my specjaliści medycyny rodzinnej, lekarze rodzinni mamy pomysły jak ten system powinien się zmienić. Chcielibyśmy mieć na niego zdecydowanie większy wpływ. Nie zawsze niestety tak się dzieje. A to czego możemy się nasłuchać zależy przede wszystkim od pacjenta, jego kultury i od kontekstu. W odbiorze społecznym, jak się okazuje, w konfrontacji bezpośrednio, lekarz rodzinny wypada dobrze. To jest lekarz, którego pacjent może sobie wybrać, więc to trochę ma znaczenie. Oczywiście różnie z tym jest. Pacjenci wypisują się z przychodni z absurdalnych powodów, manifestując w ten sposób jakąś niechęć, nie zawsze niechęć do lekarza, ale np. do przychodni, rejestracji, systemu. Te manifestacje są liczne i bardzo często wynikają z frustracji, która nie jest związana bezpośrednio z lekarzem rodzinnym, z leczeniem tego lekarza. I tak jesteśmy bardzo blisko ludzi, staramy się ich zrozumieć. A pacjenci coraz lepiej rozumieją, kto to jest lekarz rodzinny. Mam nadzieję, że to będzie procentować w przyszłości.