Będziemy mówić o zdrowiu kobiet. Tematy takie jak antykoncepcja, tabletka dzień po, aborcja, także tematy związane z prokreacją, stały się tematami politycznymi, burzliwie dyskutowany i obecnymi w przestrzeni publicznej. Czy to dobrze? Czy to źle? Jak Ci się wydaje?
Jako lekarz pracuję już 40 lat. Antykoncepcja hormonalna ma 60 lat, czyli przez całe moje życie ocierałam się o antykoncepcję. I dla mnie to nie jest dobrze, że nasze zdrowie reprodukcyjne jest sprawą polityczną. Oczywiście, kiedy trzeba walczyć o prawa kobiet, to biorę zwolnienie z pracy i przyjeżdżam, jestem czy w Krakowie czy w Warszawie, bo wydaje mi się, że jako ginekolożka powinnam walczyć. Uważam, że to powinien być jeden z normalnych elementów naszego życia. Antykoncepcja ma służyć kobiecie, dawać jej możliwość uniknięcia strachu przed nieplanowaną, niepożądaną ciążą, między porodami, które zaplanowała czy między ciążami. Ona powinna być dobrana przez nią i przez lekarza, który sugeruje jakąś antykoncepcję. Pacjentka, kobieta musi mieć w XXI wieku szansę na antykoncepcję awaryjną, bo np. pęknie prezerwatywa, a czas nie ten, nie ten dzień czy nie ten facet. Dajmy tę szansę! Dajmy taką możliwość! Mam w pamięci scenę, kiedy młodzi ludzie we Wrocławiu zdający chyba egzamin (może licealiści a może już studenci) klęczeli w aptece, prosząc panią magister farmacji o wydanie, wypisanie recepty pigułki po. Dajmy ludziom szansę wyboru. Nikt nikogo do niczego nie zmusza. Ja wychodzę z założenia, że mamy mądre i dojrzałe, ale niewyedukowane niestety dziewczyny, to jeżeli mają możliwość kupienia sobie pigułki, która przesunie im cykl i da im szansę dalej nauki oraz zdecydowania, kiedy sięgnąć po antykoncepcje albo kiedy będą chciały być mamami, to ten wybór jest jedyny słuszny. Na półkach sklepowych widzimy opakowania środków wzmacniających męskość, męską erekcję (reklamowane w telewizji i nie tylko) sprzedawane bez recepty. W związku z tym każdy mężczyzna, czy ma 16 czy 25, czy 85 lat, kupuje sobie w aptece taką ilość, jaką chce. Nie możemy wychodzić z założenia, jakie słyszałam w opiniach radiowo-telewizyjnych, że przecież to taki dostęp do antykoncepcji awaryjnej, że dziewczyna może wziąć pięć tabletek. Po pierwsze to nie są landrynki za darmo. Po drugie, mamy mądre dziewczyny. Co ważne, i trzeba to podkreślać na każdym kroku, antykoncepcja awaryjna to jest progesteron przesuwający nam cykl. Kiedyś, kiedy nie było tej antykoncepcji, stosowaliśmy sam czysty progesteron. Pacjentki wyjeżdżały np. na wesela. Wtedy przesuwaliśmy cykl na progesteron. Teraz on sam, fizjologicznie, po połknięciu tabletki, przesuwa się o 5 dni, w związku z tym nie dochodzi do zaimplantowania komórki jajowej. Ale pamiętajmy, że jeżeli trafi się w okienko owulacyjne, to może nie być dobra metoda (to nie jest stuprocentowa skuteczność), bo on wtedy tylko wzmocni implementację i urodzi się zdrowe dziecko. Nie ma wpływu ani embriotoksycznego, ani teratogennego. Dajmy szansę, uwierzmy w to, że młode dziewczyny wykorzystają tylko sytuację awaryjną. Co to jest za problem? Usiądziemy do internetu wstukamy nazwę któregoś z preparatów antykoncepcji awaryjnej a potem kurier przyniesie go nam do domu lub do paczkomatu. Mamy 72 godziny. W ciągu doby jesteśmy w stanie to załatwić.
Ale mówi się często, że problem dotyczy zbyt młodych dziewczyn, że wiek 16 lat to nie jest jeszcze czas, kiedy dziewczyna ma taką refleksję. Nie ma wiedzy, nikt jej nie przygotował do takich decyzji. Jak Ty to widzisz?
Mówisz o edukacji, której w ogóle nie ma. Przecież edukacji zdrowotnej w ogóle nie ma, o czym świadczy HPV. Od listopada 2023 r. mieliśmy zaledwie 16 procent wszczepień wśród młodych osób. To jest porażka tego programu. To dowodzi, że rodzice również nie posiadają na ten temat wiedzy, jak i tego, że nie mają za sobą jakiejkolwiek edukacji seksualnej. A przecież edukacja to nauka m.in. tego co to jest dobry a co to jest zły dotyk, jakie są prawidłowe zachowania, jak wygląda prawidłowa higiena, co to jest antykoncepcja i kiedy ją stosujemy, jak ją stosować. Tymczasem u nas wszystko jest karne – przepisy, nic nie wolno. Na szczęście młodzież mamy inteligentną. I po to ma Internet, by w nim wszystko wyczytać. Tylko czy to jest dobra edukacja?
Mówisz, że wszystko u nas jest karne. Bo poczynając od życia seksualnego w ogóle, od erotyki to wszystko jest obarczone mrocznymi zakazami. I tak było od zawsze.
Ja kiedyś przeczytałam fajne zdanie, że w czasach, gdzie Chińczycy uczyli sztuki seksualnej, u nas walczono z onanią. I tak chyba zostało do dzisiaj. A mamy badania na to, że jeżeli młodzieży pokaże się, jakie są konsekwencje wczesnej inicjacji seksualnej, czym grozi stosunek seksualny bez zabezpieczenia z przypadkowym partnerem, jak wyglądają choroby przenoszone drogą płciową, to automatycznie włącza się im czerwone światło. Tymczasem mamy tylko informacje, które chce ta młodzież przeczytać a ich zabawy erotyczne polegają na robieniu sobie zdjęcia tzw. selfiaka w pozycjach dwuznacznych czy w wymyślonych sytuacjach erotycznych. Ostatnio dowiedziałam się, że jak nie ma ciąży, to nie ma zabawy. Jak nie ma stosunku dopochwowego to w ogóle nie jest seks. A pamiętam swój czas, kiedy można było pomyśleć o romantycznej miłości, ławeczce, spacerach, kiedy czekało się na kasztany, które kwitły albo spadały. My ten czas zabraliśmy tej młodzieży. Nie edukując ich, nie idąc do przodu, spowodowaliśmy, że oni już tej romantycznej miłości nie poczują. Patrząc w telefon i sprawdzając co można zobaczyć oni nie wzruszają się, nie mają takich uczuć.
Powiedziałaś o wczesnej inicjacji seksualnej. Jaki to ma wpływ na zdrowie kobiety, jej przyszłość?
Ma ogromny wpływ. Bo ta miłość, seksualność w zasadzie młodych dziewcząt w wieku 14, 15 lat najczęściej ma podłoże instrumentalne. Bardzo tego pragnie młody mężczyzna. I my kobiety poddajemy się temu, żeby go nie stracić. Takie są realia. Potem dopiero przychodzi jakaś refleksja, chęć przeżycia czegoś więcej. Natomiast jeżeli my zaczynamy inicjację seksualną w młodym wieku, potem zaczynamy bawić się seksualnością, zaczynają się ryzykowne zachowania, wiemy, że posuwamy się coraz dalej do momentu, w którym któraś z osób powie nie, stop, już dalej nie, to szuka się, odkrywa się coraz więcej i coraz głębiej. To jak z masturbacją w przypadkach oglądania filmów pornograficznych. Ale to nie znaczy, że w związku będzie przynosiło przyjemność. I tego trzeba nauczyć, pokazać. Również rodziców. Ale zanim my nauczymy rodziców, to młodzież już pójdzie do przodu. A pytałaś mnie o implikacje. Wyobraź sobie gabinety seksuologiczne pełne młodych 35-letnich mężczyzn z zaburzeniami erekcji. Oni albo się sami ratują, kupując preparaty w aptece, albo w ogóle nie są zainteresowani życiem seksualnym, co zresztą wykazały badania w czasie pandemii. To był świetny test na seksualność. Byliśmy zamknięci. Mieliśmy blisko osobę, z którą się mijamy albo spotykamy przez weekendy, które zawsze są czymś urozmaicone. A tutaj od pierwszego śniadania, albo jak niektórzy napisali od pierwszego oddania moczu, po spacer, po wieczór, po kolację, jesteśmy razem, kontrolując swoje zachowania. I okazało się, że wiele związków tego po prostu nie przetrwało. Nie jesteśmy nauczeni bliskości, zrozumienia siebie nawzajem. Jest taki świetny wykres, kiedy w życiu jest tak, że namiętność przechodzi w przyzwyczajenie. I to jest cudowne. My się przyzwyczajamy. Mamy partnera, męża. Trzymamy go za rękę i czekamy na ten czas. Dlatego tak dobrze się mówi o seksualności w menopauzie, że jest to fajny czas, kiedy już nic nie musimy udowadniać. My już jesteśmy sobą i zawładnęły taką częścią świata, jaką sobie wymyśliłyśmy. Natomiast u młodych ludzi widzimy coraz więcej rozwodów, związków nic niewnoszących. Rodzice są przerażeni. I najważniejszy jest telefon, potem są przyjaciele. Jeżeli na to nałożysz ortodoksyjne zachowania żywieniowe. Nie mam nic przeciwko, ale oni już nie chodzą do knajpki na pizzę, tylko patrzą i liczą to co mogą zjeść sami. Czyli jest to kolejne jak gdyby więzienie wewnętrzne. Z jednej strony świat, z drugiej strony więzię sama siebie.
Powiedziałaś, że są poradnie pełne mężczyzn, którzy nie radzą sobie ze swoją seksualnością, głównie z potencją. Ale też słyszymy coraz częściej, że mężczyźni szukają mocnych doznań poza domem, poza partnerką, z którą są na stałe. Czyli jest to jakieś rozdwojenie jaźni. Prawda?
Jest to bardzo trudne, bo rzeczywiście patrzenie szerokie na świat łączy się z patrzeniem na siebie. Kiedyś moje pokolenie żyło, żeby pracować. W październiku skończyłam 40 lat pracy swojej zawodowej i wcale jej nie myślę jeszcze kończyć. Myślę, że trochę jeszcze się przydam. Natomiast młodzi ludzie pracują żeby żyć, mieć i spełniać swoje oczekiwania. Zaczyna brakować ludzi z pasją. Gdybym powiedziała mojemu szefowi o 8:30, że ja przy tym porodzie nie zostanę, bo już mi się czas skończył i muszę iść do domu, to musiałabym chyba zabierać rzeczy z szafki w pracy i nie wracać. Świat się zmienił. I ja nie wiem czy jest lepszy czy gorszy. Jest inny. I nam czasami trudno znaleźć się w tym świecie. Dlatego natłok wiedzy, informacji czasami spadający na parlamentarzystów powoduje, że nie potrafią się w tym wszystkim obrócić. Z jednej strony mówimy o antykoncepcji (mamy jej ogromny wybór), z drugiej strony, że musi być antykoncepcja awaryjna. Musi być, bo to jest podstawa dobrego życia. Ale nie potrafimy z niej korzystać. Z trzeciej strony spada dzietność. Z czwartej, chcemy pomóc i wiemy, że invitro jest ważne i dać szansę parom np. pacjentka nie ma macicy, ma świetne jajniki, doskonałe jajeczka - dajmy jej szansę. Niedawno spotkałam się z sytuacją, w której dziewczyna urodziła dziecko po invitro, ale do mnie żaliła się, że jej ojciec w ogóle nie wziął wnuczki na kolana, bo dziecko nie poczęło się normalnie tylko jest z probówki. Takie mamy światopoglądy. I nie zmienimy tego w jednym pokoleniu. To wymaga czasu. Uważam, że mamy teraz trochę inny świat i nie potrafimy wykorzystać jego dobrobytu, obecnej cywilizacji. Od wielu lat zajmuję się niepełnosprawnością intelektualną. Stworzyliśmy podręcznik i edukujemy dziewczynki niepełnosprawne intelektualnie. Stworzyłam dla nich gabinet ginekologiczny w mojej katedrze, żeby przyjeżdżały i oglądały, uczyły się co to jest ginekolog. One przyjeżdżały i były pod wrażeniem, mówiąc jejku, jesteśmy na akademii. Ja je zachęcałam, żeby sobie fotelu ginekologicznym usiadły, zobaczyły wziernik. No i zabroniono nam tych kontaktów. Szkoła powiedziała nie, koniec, szlaban na taką edukację. I zobacz, ta niepełnosprawność w ogóle gdzieś zniknęła.
Jest też problem z dostępem dla kobiet niepełnosprawnych ruchowo np. do lekarza ginekologa, bo nie przystosowane są do tego gabinety.
Tak i trzeba zapłacić za podwójną procedurę, bo to wszystko wymaga czasu. Każdy ginekolog potrafi przyjąć dziewczynkę czy kobietę niepełnosprawną fizycznie lub intelektualnie, ale to wymaga więcej czasu, ale bardziej chęci, bo cytologię na kozetce też można pobrać. Trzeba tylko chcieć. Nauczyłam się tego, że jak kończę wykłady to mówię, że największym sukcesem wykładu jest to, że moje studentki po powrocie do domu zrobią rachunek sumienia dotyczący cytologi, a studenci zapytają swoich partnerek, kiedy ostatni raz zrobiły cytologię. Chyba musimy wrócić do lat 60-tych, kiedy cytologia była obowiązkowa. To, że my mówimy, że trzeba się zaszczepić, że wirus HPV jest jednak w czołówce nowotworów, że nigdzie na świecie go już nie ma, (w Australii to choroba rzadka, bo tam wszczepiają na niego już ze 20 lat), zamiast pokazać finansowe konsekwencje. Pokazać ile kosztuje leczenie raka szyjki macicy, a ile szczepienie. Ale ono nie jest w kalendarzu szczepień obowiązkowych. I nawet antyszczepionkowcy się specjalnie nie ruszyli, jeżeli chodzi o HPV. Czyli nie widzą tutaj problemu, bo wiedzą, że to co dotyczy stref intymnych, nie jest targetem w tym kraju.