Martyna Chmielewska: Ratownicy tworzą czarną mapę, żeby pokazać, w jak wielu miejscach sytuacja w pogotowiu i na SOR zagraża bezpieczeństwu chorych. Co Panu najbardziej przeszkadza w pracy?
Adam Piechnik: Bezpieczeństwo pacjenta od dawna jest zagrożone. Karetki PRM powinny działać tak jak Straż Pożarna. Powinny być w każdej chwili gotowe na to, aby dotrzeć do najbardziej potrzebujących pacjentów. Chodzi o to, że w momencie, gdy ciężko chory potrzebuje pomocy, to nie mamy do dyspozycji wolnych karetek. Według raportu NIK do około 80 proc. wyjazdów PRM dochodzi w przypadku zdarzeń, które nie kwalifikują się do definicji stanu nagłego.
M.Ch.: Ratownicy narzekają, że muszą brać nadgodziny, żeby zarobić na godne życie. Jak to wygląda u Pana?
A.P.: Staram się pracować tyle ile trzeba. Doniesienia o kolejnych zgonach wśród kolegów z powodu przemęczenia negatywnie na mnie wpływają. Staram się jak najwięcej czasu spędzać z rodziną. Co więcej podejmują zajęcia, w których zarobię więcej niż w ratownictwie.
M.Ch.: Czy może Pan korzystać w pracy z drogiego sprzętu?
A.P.: Tak.
M.Ch.: Czy w Pana regionie brakuje obsady w karetkach?
A.P.: Tak. W karetkach brakuje osób do pracy. Regularnie zdarza się konieczność rozdzielania trzyosobowych zespołów. Często, gdy mam coś ważnego do załatwienia w dniu roboczym, nie mam z kim zamienić się dyżurem.