Od tego roku akademickiego uprawnienia do prowadzenia jednolitych studiów magisterskich o profilu praktycznym na kierunku lekarskim uzyskały Wydział Nauk o Zdrowiu Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach, Wydział Medyczny Uniwersytetu Rzeszowskiego oraz Wydział Pedagogiki, Socjologii i Nauk o Zdrowiu Uniwersytetu Zielonogórskiego, a także Wydział Zdrowia i Nauk Medycznych Krakowskiej Akademii im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego.
Na tym nie koniec. Do resortu zdrowia trafiły też z Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego wnioski dwóch uczelni warszawskich. Chodzi o Uczelnię Łazarskiego oraz Uczelnię Warszawską im. Marii Skłodowskiej-Curie. Uczelnia Łazarskiego zgodę dostała, badania kliniczne miałyby odbywać się w szpitalu MSWiA w Warszawie.
Czy kolejne uczelnie kształcące lekarzy są potrzebne? Te od lat prowadzące kierunki lekarskie twierdzą, że wykształcić absolwentów mogłyby więcej, o ile dostałyby na ten cel pieniądze. Tych na szczęście też przybywa, choć powoli. Widać to m.in. po limitach na studiach.
W zeszłym roku akademickim limit przyjęć na kierunku lekarskim na jednolitych studiach magisterskich prowadzonych w formie stacjonarnej w języku polskim wynosił 3194, a dla przyszłych stomatologów 773. W tym roku było to odpowiednio: dla lekarzy 3589, zaś na kierunku lekarsko-dentystycznym 810. I planowane są kolejne wzrosty. Minister zdrowia Konstanty Radziwiłł zapowiada, że limit będzie dopasowywany do potrzeb systemu ochrony zdrowia – a te, jak wiadomo, ze względu na niedobór lekarzy i starzenie się kadry są olbrzymie.
– Dla nas otwarcie kierunku lekarskiego jest naturalnym elementem strategii rozwoju – mówi dr Małgorzata Gałązka-Sobotka, dyrektor Centrum Kształcenia Podyplomowego Uczelni Łazarskiego. – W naszej szkole od lat kształcą się m.in. prawnicy, ekonomiści, politycy, a także w ramach MBA osoby pracujące w ochronie zdrowia. W USA taki model wielokierunkowego kształcenia jest bardzo popularny. W Polsce również w ofercie uniwersytetów łączy się nauki społeczne, humanistyczne i medyczne – dodaje.
– Podniesienie prestiżu danej uczelni, polepszenie jej pozycji przez poszerzenie oferty dydaktycznej dla kandydatów z danego województwa oraz odpowiedź na potrzeby regionu w zakresie poprawy dostępu do świadczeń zdrowotnych, to główne powody zainteresowania uczelni prowadzeniem kierunku lekarskiego – mówi rzeczniczka resortu zdrowia.
Zwykle koszt uruchomienia kształcenia lekarzy wynosi aż kilkadziesiąt milionów złotych.
Samorządy inwestują
W większości przypadków uczelnie ubiegające się o otwarcie kierunku lekarskiego są wspierane przez samorządowców – zarówno na poziomie regionu, jak i miasta. Zwłaszcza tam, gdzie w województwie nie było żadnej uczelni medycznej.
Samorząd województwa opolskiego zadeklarował w lutym, że wyłoży 1 mln zł na przygotowanie dokumentacji niezbędnej do przeprowadzenia inwestycji potrzebnych do uruchomienia kierunku lekarskiego na Uniwersytecie Opolskim.
– Dzięki kształceniu lekarzy w naszym regionie wzrośnie poziom opieki medycznej. Mamy bowiem już teraz deficyt lekarzy – mówi nam Roman Kolek, wicemarszałek województwa opolskiego. Dodaje, że obecnie osoby zainteresowane studiami medycznymi muszą studiować w innych regionach i niewiele z nich wraca. Region boryka się z zabezpieczeniem zastępowalności pokoleń. – Odchodzących na emeryturę lekarzy nie zastępują młodzi – dodaje wicemarszałek.
Marszałek województwa, Andrzej Buła, wystąpił również o renegocjację kontraktu terytorialnego, dzięki czemu unijne pieniądze mogłyby być przesunięte m.in. na dostosowanie budynków i zakup sprzętu pod potrzeby kształcenia medyków na uniwersytecie. Uczelnia liczy na to, że nabór studentów ruszy już w 2017 roku.
W uruchomieniu kształcenia w Rzeszowie i w Zielonej Górze pomagały finansowo i organizacyjnie nie tylko władze regionu, ale i miasta. – To zalążek przyszłej kadry lekarskiej naszych przychodni i szpitali. Miasto przyznało m.in. mieszkania dla kadry naukowej – wyjaśnia Tadeusz Ferenc, prezydent Rzeszowa.
– Samorządy, partycypując w procesie kształcenia lekarzy zapewniają sobie zaspokojenie własnych potrzeb w zakresie dostępności specjalistów – mówi Gałązka-Sobotka. I dodaje, że to też dowód na odpowiedzialność regionalnych i lokalnych władz oraz ich aktywną, zaangażowaną postawę wobec kluczowych problemów sektora ochrony zdrowia oraz mieszkańców.
Autor: Aleksandra Kurowska
Źródło: „Służba Zdrowia” III/2016