Martyna Chmielewska: Ratownicy coraz częściej spotykają się z agresją ze strony pacjentów bądź ich bliskich. Pacjenci atakują ich nożem. Niektórzy nie boją się użyć broni palnej. Czy prawo chroni ratowników medycznych?
Roman Badach-Rogowski:Teoretycznie prawo chroni ratowników medycznych. Prawo to regulacja, przepis, który nie zawsze jest realizowany. Ratownicy nie zawsze chcą z niego skorzystać ze względu na długość późniejszego postępowania, które jest uciążliwe dla ratownika. W tej chwili tylko najbardziej drastyczne ataki na ratowników są zgłaszane do organów ścigania, prokuratury. Natomiast, praktycznie na każdym dyżurze, mamy do czynienia z przynajmniej jednym fizycznym lub werbalnym atakiem. Zgłoszenie takiego przypadku wiąże się z parogodzinnym przesiadywaniem na komendzie, składaniem zeznań, następnie wielogodzinnym i wielokrotnym pobytem w sądzie. Biorąc pod uwagę godzinowy wymiar pracy ratowników, pobyt w sądzie bardzo zaburza ich pracę. Ratownik, przesiadując na komendzie albo w sądzie nie pracuje, a tym samym nie zarabia.
M.Ch.: Jakie kary powinny zostać wprowadzone dla osób atakujących ratownika medycznego?
R.B-R.: Kary są określone prawem. Chodzi o to by były egzekwowane. Wyroki powinny być orzekane w górnych granicach danej kary. Zostałem kiedyś zaatakowany. Sprawa trafiła do sądu. Sąd orzekł niewielką karę ze względu na niską szkodliwość społeczną czynu. Stwierdził, że wybierając taki zawód ,wiedziałem na co się narażam. Uważam, że to totalny absurd. Wyrok w takich sprawach zależy od podejścia sędziego. Sprawa powinna być jasna. Kara powinna być wymierzona i natychmiast wykonana. Media publiczne powinny mówić głośno o tym, że ratownikowi wybito zęby, złamano szczękę, a także o wszystkich innych napaściach. Chodzi o to, by sprawca poniósł nieuchronną karę.
M.Ch.: Wiemy już, że został Pan zaatakowany przez pacjenta. Jak często się to Panu zdarza?
R.B-R.: Pracuję w ratownictwie już 30 lat. Miałem do czynienia z wieloma przypadkami agresji. W takich sytuacjach możemy się bronić jedynie własnymi rękoma. Musimy też myśleć, jak ich użyć. Przy obronie własnej nie możemy atakować. Musimy pomyśleć o tym, jak obezwładnić przeciwnika. Najczęściej odbywa się to na zasadzie przytrzymania atakującego. Choć ratownicy mają zajęcia z samoobrony, to jest ich stanowczo za mało.
M.Ch.: W jakich miejscach i sytuacjach spotyka się Pan z przemocą ze strony pacjentów?
R.B-R.: Ponad 90 procent ataków powodują pacjenci po alkoholu czy innych środkach psychoaktywnych. Najgroźniejsze dla ratowników medycznych są wyjazdy do dyskotek, klubów nocnych, tzw. melin. W większości agresywni są młodzi ludzie. Nie zawsze są to osoby z tzw. marginesu społecznego. Bójki najczęściej wywołują tzw. roszczeniowcy albo Polacy, który pracują za granicą. Przyjeżdżają w odwiedziny do Polski. Szaleją w klubach nocnych. Przechwalają się zdobytymi dobrami materialnymi, Rodzi to agresję wśród ich słuchaczy. Dochodzi między nimi do ataku.
M.Ch.: Jak się Pan czuje, gdy podczas pracy spotyka się Pan z agresją ze strony innych ludzi?
R.B-R.: Na pewno nie jest to miłe i komfortowe. Jedziemy pomagać ludziom a nie bić się z nimi. Mamy do czynienia z różnymi ludźmi. Ratownik musi być przygotowany na najgorsze. Pomijam sporadyczne przypadki, kiedy pacjent jest Bogu ducha winien swego złego zachowania z powodu choroby psychicznej. Musimy sobie poradzić z takim pacjentem. Ale jest to zupełnie inny problem. Naszym problemem są po prostu pijani ludzie. Problemem jest też brak kultury w społeczeństwie. Nie wiem dlaczego, ale teraz wystarczy „mała iskra i dochodzi do wybuchu”. Tak się dzieje nie tylko podczas udzielania pomocy. Czasem nie pasuje komuś fakt, że karetka stanęła w tym a nie innym miejscu.
M.Ch.: Jakich zmian oczekują ratownicy medyczni?
R.B-R.: Ratownicy oczekują surowego i skutecznego działania prawa. Chcemy zmiany polegającej na wyłączeniu ratownika podczas trwania procesu z orzekania o winie. Chcemy skutecznej współpracy organów ścigania, czyli szybkiej interwencji policji. Domagamy się tzw. czerwonego alarmu. Moglibyśmy go nacisnąć w momencie ataku przez pacjenta. Nie musielibyśmy czekać na policję albo asekurować się ucieczką.