Jednym podstawowych wniosków raportu NIK na temat dostępności finansowania diagnostyki laboratoryjnej jest to, że w Polsce wykonuje się za mało badań w ramach POZ.
Nie zgadzamy się z tym zarzutem, szczególnie, że nie wiadomo na podstawie, czego został on postawiony. Po pierwsze, co to znaczy mało albo dużo badań? Raport nie odpowiada na to pytanie. Problemem jest, że w Polsce nie mamy określonych standardów dotyczących badań laboratoryjnych. Nie ma też zrozumienia wśród naszych decydentów ani samych lekarzy, zwłaszcza szpitalnych, czym zajmuje się lekarz rodzinny, że zajmuje się głównie zdrowiem ludzi zdrowych. Wprowadzając dwadzieścia parę lat temu medycynę rodzinną takie były założenia, ale nigdy tak naprawdę nie weszły one w życie. Zamiast tego wiecznie rozmawiamy o chorych ludziach i leczeniu. Natomiast najtańszy system POZ oparty jest na profilaktyce. Bo chory to już porażka pacjenta i lekarza. Oczywiście musimy leczyć, ale temat profilaktyki jest przez wielu bagatelizowany a większość osób upatruje profilaktykę właśnie w upuście krwi i jej morfologii. Jeśli co roku mielibyśmy robić każdemu morfologię, to czy z tego powodu ludzie będą zdrowsi? Otóż nie! Zdrowie człowieka w 75 proc. zależy od jego stylu życia, od diety, od tego, w jakim środowisku żyje i czy jest aktywny. Natomiast ochrona zdrowia odpowiada tylko za ok. 10 proc. Zatem, w jakim ułamku procenta będzie odpowiadała diagnostyka profilaktyczna i upusty krwi? A na to poświęcane jest najwięcej energii. Jako manager mogę powiedzieć, że nadmierne wykonywanie badań generuje jedynie niepotrzebne koszty (nawet jeśli są to sumy relatywnie niskie), a w pewnych sytuacjach, może nawet stwarzać zagrożenie dla pacjenta, szczególnie gdy wyniki są ślepo analizowane, bez całościowego wywiadu lekarskiego.
Badania są zatem przeceniane?
Nie żyjemy niestety w świecie, w którym wystarczy zajrzeć człowiekowi w źrenice i widzieć, co mu jest. Diagnostyka jest potrzebna. Ale u nas często opiera się ona na tym, co się komuś wydaje. Dużo osób uważa np., że morfologię powinno robić się raz w roku. Nie ma takich wytycznych na świecie, ani żadnych też badań na ten temat. Badania powinny być robione, kiedy są potrzebne. Przykładowo dla pacjentów z nadciśnieniem i cukrzycą stworzyliśmy, wraz z NFZ, specjalny program badań, w ramach, którego faktycznie każdy zakwalifikowany do tego programu chory powinien mieć raz w roku zrobione badania na cholesterole, glukozę itp. Podobnie w ramach tzw. nadzoru kardiologicznego, od 35 roku życia i pacjentom w ramach profilaktyki, co pięć lat proponujemy panel badań. To są programy oparte właśnie na racjonalnych przesłankach. Mimo to moja przychodnia jak stanie na przysłowiowych rzęsach to może uzbiera do tych badań 30 procent pacjentów. W całej Polsce wykonawstwo dla programu kardiologicznego jest na poziomie 17 procent. Ludzie nie wiedzą, że mogą z takiej profilaktyki korzystać. Ale takie programy to i tak wyjątek potwierdzający regułę – nie ma wytycznych. NFZ posiada nawet gotowe dane o ponad 800 tysięcach przebadanych Polaków od kilku lat, gdzie są twarde dane o masie ciała i cholesterolach, ale nikt nie zrobił z tego nawet opracowania naukowego.
Jednym z rozwiązań, prezentowanych między innymi przez byłego konsultanta krajowego w dziedzinie diagnostyki laboratoryjnej, było wyłączenie ze stawki kapitacyjnej pewnej sumy, z przeznaczeniem na badania. Czy to dobre rozwiązanie?
Jak najbardziej. To tak naprawdę my pierwotnie byliśmy pomysłodawcami tej propozycji. Jeszcze w czasach kas chorych postulowaliśmy przeznaczenie 10 proc. budżetu lekarskiego na diagnostykę. Z naszych analiz wynikło, że aby dobrze pracować i wykonywać wszystkie potrzebne pacjentom badania, te 10 proc. budżetu musi się znaleźć. Z drugiej strony stawka nie powinna być też wyższa. Mieliśmy praktykę akademicką, w szpitalu, gdzie wydawało się ok. 20 proc. budżetu na badania. Mówiło się wtedy, że w tym miejscu nie potrzeba było usług lekarskich, bo wszyscy przychodzili tylko po skierowania. Jeśli lekarz wydaje za mało skierowań na diagnostykę to może jest skąpy albo niedouczony. Jednak, jeśli wydaje za dużo to też jest wskaźnik, że może on być niedouczony i trzeba go wysłać na kursy doszkalające, bo jest niepewny swojej wiedzy i nadrabia to skierowaniami.
Medycyna to sztuka, nie mogą jej zastąpić maszyny. Podstawą leczenia jest wywiad z pacjentem, rozmowa z nim, potem zbadanie pacjenta, następnie analizowanie i wyciąganie wniosków, zalecenie badań, które mają potwierdzić lub rozwiać wątpliwości lekarza. One są mi, jako lekarzowi potrzebne do mojego procesu myślowego. Natomiast u nas powoli zaczyna być jak w USA – pojawia się pacjent w szpitalu, pobiera się od niego 2-3 próbówki krwi, patrzy, co wychodzi, a dopiero po tym pyta się pacjenta, co mu jest i wtedy dopiero zaczyna się myślenie. To błąd w sztuce lekarskiej. To niezgodne z tym, czego jesteśmy uczeni.