- Lekarze rodzinni nie uchylają się od walki z przemocą domową, jak można by wywnioskować z niektórych medialnych opinii na temat najnowszych statystyk związanych z wystawianiem tzw. niebieskich kart. Niewielka liczba tych formularzy, wypełnianych przez lekarzy i pielęgniarki (w tym podstawowej opieki zdrowotnej) wynika raczej z faktu, że ofiary przemocy rzadko zgłaszają się do naszych przychodni po pomoc – mówi wiceprezes Porozumienia Zielonogórskiego Wojciech Pacholicki.
Według statystyk Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej do gmin wpłynęło w ub. r. ponad 98 tys. niebieskich kart, czyli druków wszczynających procedury przeciwdziałania przemocy domowej. Prawo do wystawiania tego druku ma policja, pracownicy pomocy społecznej, oświaty, gminnych komisji rozwiązywania problemów alkoholowych oraz właśnie służby zdrowia (lekarze i pielęgniarki). Przedstawiciele tej ostatniej grupy wystawili w ub. r. najmniej niebieskich kart, bo zaledwie 713, przy czym ze statystyk nie wynika, ile z nich wypisanych zostało przez lekarzy i pielęgniarki POZ, a ile w gabinetach specjalistów. W mediach pojawiają się opinie, że lekarze uchylają się od obowiązku wszczynania procedury, bo wypełnianie druku niebieskiej karty zajmuje im zbyt dużo czasu, a tymczasem to oni poza policją powinni odgrywać kluczowa rolę w walce z przemocą.
- Takie opinie, zwłaszcza wypowiadane przez przedstawicieli ważnych dla praworządności instytucji, są dla naszego środowiska niezmiernie krzywdzące – mówi wiceprezes Porozumienia Zielonogórskiego i lekarz rodzinny z wieloletnim stażem Wojciech Pacholicki. – Przede wszystkim zaś nie są prawdziwe. To prawda, że także zdaniem naszej federacji formularz niebieskiej karty jest zbyt rozbudowany i zawiera szereg informacji wykraczających poza kompetencje lekarza. Jednak nie to jest przyczyną, dla której tak słabo wypadamy w statystykach. Niebieskie karty najczęściej zakładają policjanci pracownicy socjalni, co jest zupełnie zrozumiałe, bo to oni znajdują się na pierwszej linii. Bita ofiara nie dzwoni w pierwszej kolejności do lekarza rodzinnego, ale na policję. Wiele rodzin, w których dochodzi do przemocy, jest przez lata pod opieką służb socjalnych, które znają ich sytuację, więc nic dziwnego, że ich pracownicy rozpoczynają antyprzemocową procedurę. Do naszych gabinetów osoby doświadczające przemocy i sygnalizujące ten fakt trafiają sporadycznie. Jeśli pacjent nie zgłasza problemu i nie ma świeżych śladów przemocy, podczas kilkunastominutowej wizyty (bo tyle czasu ma lekarz POZ na pacjenta), nie mamy szans na zdiagnozowanie jego innych poza zdrowotnymi problemów.
Źródło: Federacja Porozumienie Zielonogórskie