Naczelny Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej wydał komunikat nt. udziału lekarzy w reklamach. Wspomniał o Panu...
Rzecznik napisał, że nie mam żadnej specjalizacji. To jest kłamstwo. Po mojej interwencji próbuje rozmydlić swoje słowa, zamiast przeprosić. Dokumentacji mojej specjalizacji nikomu nie mam zamiaru wysyłać, bo nie wykonuję zawodu i formalności z tym związane nie są mi absolutnie potrzebne. Wystarczyło zadzwonić do Kliniki i Katedry Otolaryngologii Akademii Medycznej w Gdańsku. Ja nie będę nikomu udowadniał, ze nie jestem wielbłądem. Uważam, że autorytatywne stwierdzenie w komunikacie wydanym przez rzecznika, że pan X nie ma żadnej specjalizacji jest wierutnym kłamstwem. Stare porzekadło mówi: rzeczą ludzką jest upadać, lecz diabelską trwać w upadku. Gdyby w urzędzie miejskim w systemie wykasowano mój PESEL, to nie znaczy, że przestanę istnieć, tylko mojego PESELU tam by nie było. To, że w jakimś miejscu nie ma dokumentów, to nie znaczy, że człowiek nie istnieje.
Po co rzecznik miałby kłamać w Pana sprawie?
Nie mam zielonego pojęcia. Wydaje mi się, że cała „zabawa” rozkręciła się przy okazji dyskusji na temat reklam suplementów. Ta dyskusja w naszym kraju coraz bardziej się rozszerza tylko, moim zdaniem, nie w tym kierunku, w którym powinna. Wobec tego, wszystkie organizacje z Naczelną Izbą Lekarską, próbują pokazywać, że robią bardzo dobrą robotę. Myślę, że każda instytucja będzie się bronić. Środowiska, w którym nie funkcjonuje od lat, wyparłem się, więc na dobrą sprawę niczym nie grozi zrobienie ze mnie czarnej owcy. Generalnie nie przejmuję się tym i traktuję raczej humorystycznie. Z powodu tekstu, gdzie jestem porównywany do Kaszpirowskiego, nie będę się obrażał. Natomiast nie ma to nic wspólnego z tym, czy uważam za dobre czy nie reklamowanie czegoś. Uważam, że dyskusja na temat rynku reklam powinna iść w innym kierunku.
A w jakim kierunku powinna iść zatem dyskusja dotycząca reklamy leków OTC i suplementów?
Uważam, ze należy nam się bardzo solidna dyskusja na temat rynku reklam w ogóle, a w szczególności związanych z produktami czy usługami medycznymi. W Polsce mamy tendencję do uogólniania wszystkiego. Reklamy alkoholu, nawet w godzinach dziennych nadawane są na okrągło. Piwo to napój alkoholowy i jest to większym problemem niż reklamy leków. I nikt z tego nie robi problemu. Ograniczanie typu – facet reklamuje lizaki, to na szafot go, uważam za niepoważne. Przechodząc do konkretnych reklam medycznych, uważam, że należy je traktować indywidualnie. Bo nie ma odpowiedzialności zbiorowej i nie można postawić znaku równości. Osobiście, nie skłamałem ani o jotę w reklamie lizaka i nie mam sobie nic do zarzucenia. Natomiast, oglądając niektóre reklamy produktów medycznych czuję się bardzo zniesmaczony. Analiza naszych reklam nie powinna iść w kierunku globalizowania i spłycania go, bo w taki sposób nie rozwiązuje się problemu. Gdyby powstało jakieś ciało np. w Naczelnej Izbie Lekarskiej opiniujące reklamy, to byłaby ich weryfikacja, na te które się nadają lub nie. Jest przecież w KRRiTV Komisja Etyki Mediów i można by ją w przypadku reklamy produktów medycznych powołać i nie wylewać dziecka z kąpielą. To, że lekarz radzi pacjentowi jest rzeczą normalną. Trudno, żeby tego nie robił, czy to bezpośrednio czy w telewizji, ważne, by robił to mądrze. Chodzi o meritum sprawy, a nie o to kogo dziś będziemy ścigać i prześladować. Po prostu, starajmy się, by nasz przekaz medialny był mądry i prawdziwy.
Czyli, Pana zdaniem rozwiązaniem byłoby indywidualne przyjrzenie się każdej reklamie?
Do każdego działania powinno podchodzić się indywidualnie, bo stosowanie odpowiedzialności zbiorowej, nie może być takie jak na stadionie, gdzie jeden kibic-wariat odpalił racę, a zamknięto cały sektor. W naszym kraju jest myślenie globalistyczne i uogólniające wszystko. Ludziom nie chce się głębiej wejść w problem i zastanowić nad tym, jak jednostkowo wygląda dany problem.