Jak poprawić komunikację lekarza z pacjentem, tak żeby pacjenci przestali się bać? O tym z prof. Jackiem Dąbałą kierownikiem Pracowni Komunikowania w Medycynie Uniwersytetu Medycznego w Lublinie rozmawia Iwona Schymalla.
Jest Pan twórcą pracowni komunikowania w medycynie, która powstała przy Uniwersytecie Medycznym w Lublinie. Dlaczego uznał Pan, że relacja między lekarzem a pacjentem jest teraz bardzo istotna?
Nagle okazało się, że skarg na lekarzy jest tak dużo, a oni sami mają z tym tak wiele problemów, że nikt nie ma już wątpliwości co do potrzeby przejścia na stronę behawioralną, istniejącą w medycynie. Sam ze strony twardej, klinicznej mocniej przerzuciłem się na stronę behawioralną. Po stronie behawioralnej czyli reakcji, zachowania i języka skupiłem się właśnie na języku i tym co łączy się z autoprezentacją. Po raz pierwszy w historii uzupełniamy to czym zajmowała się psychologia, socjologia, etyka, bioetyka, filozofia i humanizacja medycyny. Od podstaw teraz zaczęliśmy budować studenta, który, powiedźmy otwarcie, dotąd zdawał egzaminy z biologii, fizyki i chemii i był trochę, nie obrażając nikogo, w innym świecie.
Powiedział Pan, że jest wiele skarg na postępowanie lekarzy czy ich stosunek do pacjenta. Wiele błędów popełnianych jest już na poziomie komunikacji. Jaki mogą mieć wpływ na proces terapeutyczny i leczniczy pacjenta?
Od razu trzeba powiedzieć, że przede wszystkim pacjent boi się choroby. Lekarz to najtrudniejszy zawód na świecie i traktuję go z wielkim szacunkiem. Tylko, jeśli lekarz źle się z pacjentem komunikuje, to po prostu go straszy. Pacjent jest przestraszony jak słyszy zbyt hermetyczny język, a takie działanie zdarza się bardzo często. Przyszli lekarze zdają egzaminy w języku specjalistycznym, a po skończonych studiach zaczynają pracować i zapominają o tym, żeby z pacjentem rozmawiać bardziej ludzkim językiem. Wtedy pacjent zastanawia się o czym do niego lekarz mówi i jest przerażony. By uniknąć takich związanych ze stresem sytuacji dla pacjenta, rozpocząłem swoją przygodę ze sposobem komunikacji w medycynie. Musimy też powiedzieć o takiej kwestii, że lekarz ze względu na makabryczne zbiurokratyzowanie ma od siedmiu do chyba piętnastu minut na przyjęcie pacjenta. Jak mówi profesor Tomasz Pasierski liczy się jakość, jakość i jeszcze raz jakość. Czyli, można coś zrobić, nawet w siedem minut.
Rozumiem, że jeszcze jest wiele do zrobienia w obszarze komunikacji medycznej. Czego konkretnie uczą Pan studentów?
Zacznijmy od podstawy, zupełnie naturalnej rzeczy czyli, jak ocenić komunikowanie fundamentalnie. Odpowiem: od drzwi. Ktoś pomyśli, że chodzi o to by wejść przez drzwi. O to również. Ale głownie chodzi o to, by drzwi były odpowiednio szczelne, by pacjent nie słyszał przez nie co mówi inny pacjent. Chodzi o zachowanie kultury intymności. To pierwsza kwestia. Druga rzecz to higiena. Lekarz ma tak ciężką pracę, że może mu się zdarzyć zapomnieć o tym, że funkcjonuje w oficjalnym świecie, w którym należy dbać o higienę i trzeba się umyć przed i po dyżurze. Kolejną rzeczą jest nadużywanie perfum. Gdy idziemy na dyżur na przykład na onkologię zbyt silny zapach naszych perfum nie jest właściwym komunikatem z naszej strony. Chodzi o wyczucie, empatię i głębszą niż normalna komunikacje. To takie podstawy, nazwałbym je pieluchami komunikacji medycznej.
Czy w innych krajach są dobre wzorce komunikacji medycznej między lekarzem a pacjentem?
Myślę, że wzorce te wynikają przede wszystkim z kultury. W kulturze amerykańskiej na poziomie szkoły komunikacja skupia się na tym, by młodzież była otwarta, mówiła więcej o sobie, na takiej formie jak esej czyli wypowiadanie się o sobie. U nas nauka jest bardziej hermetyczna i pamięciowa. Na szczęście to się zmienia. Natomiast, jest pewien kłopot z którym borykają się już wszyscy. To cyfryzacja i „umedialnienie komunikowania się” co oznacza, że ludzie nie mówią. Młodzież, która przychodzi na studia jest już z tzw. epoki kciuka. Moment, kiedy mają się wypowiedzieć jest dla nich bardzo trudny. A są to bardzo zdolni ludzie. Kiedy wchodzą w tę strefę i dowiadują się, że za 20 lat w Polsce będzie wiele milionów ludzi w podeszłym wieku i że będą musieli z nimi rozmawiać, to zmienia się ich optyka. To myślenie kompleksowe – nie ma tej jednostki bez tych, które już funkcjonują czyli: psychologii, socjologii itp. To działanie komplementarne. Ja uzupełniam fundamenty, kształcę lekarzy, którzy rozumieją swój język i głos. Moi studenci dowiadują się, że czasem, kiedy mówią, wyglądają np. niezbyt interesująco, bo mają surowy wygląd, którym odstrasza pacjentów. Uzyskując o sobie fundamentalne informacje zyskują i stają się innymi. Widzę to u nich kiedy ze speszonych, nieśmiałych i zdenerwowanych ucząc się komunikacji zmieniają się na kompetentnych, pewnych siebie.
To o czym Pan mówi to element humanizacji medycyny, mamy z tym duży problem w Polsce.
Tak, to rzeczywiście fundamentalne zagadnienie – humanizacja czyli, coś co pozwala rozumieć drugiego człowieka w sposób oczekiwany, ale przez osobę chorą. Bo, humanizacja służy, jak nazwa wskazuje, człowiekowi we wzajemnym działaniu na głębokim poziomie. Przychodzisz do mnie jako osoba chora, to ja jako lekarz angażuję się, rozumiem cię i nie przesyłam sygnałów obojętności, cynizmu, niezainteresowania a w najgorszym wypadku merkantylnych. Chodzi o to, by wejść w świat cierpiącego i zrozumieć go. To największa ze sztuk, ale można się jej nauczyć.