O konflikcie w „Bizielu” jest głośno od kilkunastu dni. Bartosz Fiałek, rezydent i przewodniczący OZZL – nie tylko oddziału terenowego w szpitalu, ale też całego bydgoskiego regionu związku – już wcześniej przekazał informacje o spotkaniu, na jakie został zaproszony do zastępcy dyrektora szpitala 21 stycznia, w związku z pismami, które jakie przewodniczący OZZL skierował m.in. do NFZ i Państwowej Inspekcji Pracy.
Pisma dotyczyły „możliwych nieprawidłowości w organizacji pracy szpitala”, w związku z wydanym w grudniu zarządzeniem dotyczącym pracy na szpitalnym oddziale ratunkowym. Ponieważ z pracy w SOR zrezygnowała obsada oddziału, dyrekcja zarządziła, że pacjentów SOR będą zabezpieczać lekarze pełniący dyżury na oddziałach.
Fiałek, kierując się opinią prawników a także stanowiskiem bydgoskiej izby lekarskiej, najpierw próbował doprowadzić do zmiany zarządzenia wewnątrz szpitala, a gdy to nie przyniosło rezultatu, wysłał pisma do instytucji, uprawnionych do kontroli.
I właśnie po tym, jak PIP zapowiedziała kontrolę w szpitalu, Fiałek został zaproszony na rozmowę do dyrektora.
Bartosz Fiałek.: Wzywał mnie pan dyrektor.
Dyrektor: No wezwałem, bo chciałem pana zapytać, co to w ogóle jest. 5 styczeń pan powypisywał wojewoda, rektorat (…), a od czwartku jest kontrola… Nie pomyliło się panu?
BF.: Ale co nie pomyliło mi się?
D.: Pańska rola w tym szpitalu. Pan bierze odpowiedzialność za zarządzenia tym szpitalem?
BF.: Nie.
D.: Za bezpieczeństwo pacjentów?
BF.: Mam obowiązek zgłosić…
D.: Jaki pan ma obowiązek? Ma pan się uczyć.
BF.: (…) Jako przewodniczący związku zawodowego…
D.: Chce pan się tu jeszcze uczyć? Chce pan się tu uczyć jeszcze? (…)
D.: Chce pan się tu jeszcze uczyć, czy już pożegnamy się zaraz?
BF.: Znaczy, jeżeli pan dyrektor uważa…
D.: Do czego się pan odnosi? Gdzie tu jest napisane coś o rezydentach? Dyrektora szpitala obowiązkiem jest zabezpieczyć ciągłość diagnostyczno-leczniczą pacjentów. (…) I pana gówno to interesuje, jakimi sposobami to robi.
(…)
D.: Nie, panu się pomyliło być związkowcem. (…) Ja bardzo chętnie pana pożegnam z tego szpitala z jednego prostego punktu.
(…)
D.: Dezorganizacja pracy szpitala. Brak odpowiedzialności za losy pacjentów. Zarządzenie reguluje przejściowo… (…) Pan się wpierdala nie w to, co potrzeba. Teraz pan może sobie opisać i powiedzieć, a ja się zastanowię (…) jak panu ulżyć w specjalizacji. Ja posłużę się tym pańskim pismem. (…) Które nie ma żadnego związku z działalnością związkową, ponieważ ja też byłem związkowcem i związkowiec dobrze pojęty występuję w interesie oczywiście pracowników.
(…)
W dalszej części rozmowy dyrektor informuje lekarza, że wbrew temu, co twierdzi, nie reprezentuje wszystkich lekarzy, którzy się od niego odcinają. „Wynoś się człowieku, a ja się zastanowię, jak cię zwolnić” – słyszy rezydent. Na dodatek dyrektor stwierdza, że lekarz nie będzie miał możliwości ukończenia specjalizacji w Bydgoszczy. Że będzie musiał wyjechać „do Wrocławia, czy gdzieś”.
Jednak Fiałek ma po swojej stronie OZZL. Ma też prawnika, który w jego imieniu żąda m.in. przeprosin i pisemnego wycofania się z gróźb pod adresem lekarza. Zawiadomieniu o możliwości popełnienia przestępstwa trafiają do prokuratury, pismo z opisem sytuacji – do Bydgoskiej Izby Lekarskiej, której i Fiałek i dyrektor, który go, jak ocenia sam Fiałek, poniżył, są członkami.
Problem w tym, że w relację Fiałka wierzy tylko część środowiska. Okręgowa Rada Lekarska nie staje jednoznacznie po jego stronie. Po wysłuchaniu obu adwersarzy „wyraża zaniepokojenie” oraz oświadcza, że „wszelkie zdarzenia zgłaszane organom Izby mające znamiona nieetycznego zachowania lekarzy będą w każdym przypadku wnikliwie analizowane zarówno przez Okręgowego Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej jak i Komisję Ochrony Praw Lekarzy i Lekarzy Dentystów. Przypominamy, że zgodnie z Kodeksem Etyki Lekarskiej lekarze powinni okazywać sobie wzajemny szacunek a ich powinnością jest zabieganie o wykonywanie swojego zawodu w warunkach, które zapewniają odpowiednią jakość opieki nad pacjentem.”
Fiałek słyszy ustne przeprosiny, natomiast nie może się doczekać pisemnego wycofania gróźb. Równocześnie docierają do niego sygnały, że jego postawa i podejmowane działania są dyskredytowane a wiarygodność – poddawana w wątpliwość. Również dlatego część lekarzy podchodzi do sprawy i do niego personalnie z dystansem.
Czy publikacja nagrania rozmowy to zmieni? Sam lekarz w mediach społecznościowych pisze, że nie jest dumny z tego, że nagrał rozmowę, ale jednocześnie podkreśla, że gdyby jej nie nagrał, nie mógłby udowodnić swojej racji. Został wezwany „na cito”, więc nie mógł zabrać ze sobą żadnego świadka. Pytanie, czy przy świadku rozmowa miałaby taki przebieg, jak uwieczniono na nagraniu?