Wielu z nich od lat w ogóle nie może sobie pozwolić nawet na kilka dni oddechu od codziennej pracy. Dotyczy to zwłaszcza jednoosobowych praktyk lekarskich w małych ośrodkach. W takich miejscach trudno im znaleźć zastępstwo, a to warunek, by lekarz podstawowej opieki zdrowotnej mógł skorzystać z wakacji (dodajmy: jeśli pracuje na własny rachunek, to o płatnym urlopie nie ma mowy; z własnej kieszeni musi też płacić osobie, która go zastąpi). Nie można po prostu zamknąć przychodni i zostawić pacjentów. Tymczasem w ogóle brakuje lekarzy, więc często znalezienie zastępstwa, szczególnie w wioskach graniczy z cudem. Jeśli ktoś sądzi, że z powodu wakacji przychodnie świecą pustkami, bo większość pacjentów wędruje po górach lub opala się na plażach - myli się. Nierzadko potrzebujących porady lekarskiej jest w tym okresie jeszcze więcej niż zwykle.
- W wielu miejscach obserwujemy wręcz wzmożony wakacyjny ruch pacjentów - mówi lekarka Anna Osowska z Warmińsko-Mazurskiego Związku Lekarzy Pracodawców. - Generują go dwie grupy. Pierwsza z nich to osoby, które pracują za granicą i przyjeżdżają do swoich rodzinnych miejscowości na urlop. One zgłaszają się do swoich lekarzy rodzinnych nie tylko z powodu nagłego zachorowania, ale przede wszystkim po to, by zrobić różnego rodzaju badania. Nie odbieramy tego negatywnie: to też sygnał zaufania do swojego lekarza rodzinnego. Drugą „wakacyjną” grupą są ci pacjenci, którzy latem przemieszczają się do nieraz odległych od swojego miejsca zamieszkania miejscowości. Biwakują, odwiedzają swoich bliskich, itp., a przytrafia się im przykra niespodzianka zdrowotna. Szukają wówczas pomocy w najbliższej przychodni. Na Mazurach nie brakuje urlopowiczów, więc i pacjentów w lipcu i sierpniu mamy więcej. Jednak nie narzekamy, bo dla większości z nas praca jest także pasją - dodaje Anna Osowska.
Źródło: PZ