„Zasoby ludzkie są największym kapitałem, a nie kulą u nogi systemu ochrony zdrowia. Zadaniem zarządzających ochroną zdrowia w Polsce jest, wzorem innych państw UE, skupienie się na rozwiązaniach systemowych, a nie wyszukiwanie przypadków, które wynikają z aktualnych restrykcji organizacyjno-prawnych”, podkreśla Marcin Karolewski.
Poniżej pełna treść oświadczenia:
Polskie Towarzystwo Lekarzy Menedżerów przyglądając się narracji publicznej obwiniającej medyków, a w szczególności lekarzy, katastrofalnym stanem finansów Narodowego Funduszu Zdrowia jednoznacznie stwierdza, że aktualne obciążanie lekarzy sytuacją NFZ jest działaniem szkodliwym i mogącym przynieść bardzo negatywne skutki dla jakości systemu i leczenia pacjenta publicznego. Zasoby ludzkie są największym kapitałem, a nie kulą u nogi systemu ochrony zdrowia. Zadaniem zarządzających ochroną zdrowia w Polsce jest, wzorem innych państw UE, skupienie się na rozwiązaniach systemowych, a nie wyszukiwanie przypadków, które wynikają z aktualnych restrykcji organizacyjno-prawnych.
U źródła informacji o rzekomym „przejadaniu” przez pracowników ochrony zdrowia zwiększających się nakładów na nią, stoi wyjściowo bardzo niski poziom zarobków w ochronie zdrowia, który jeszcze w 2016 r. oscylował u większości pracowników poniżej lub w okolicach płacy minimalnej, która wynosiła wówczas 1850 zł brutto. Jeszcze do niedawna w szpitalach na porządku dziennym funkcjonowały tzw. dodatki wyrównawcze, które miały dostosowywać wynagrodzenia do poziomu płacy minimalnej.
Ustawa z dnia 8 czerwca 2017 r. o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego niektórych pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych zaczęła stopniowo wyrównywać dysproporcje pomiędzy zarobkami w ochronie zdrowia a średnią płacą w pozostałych sektorach. Przypominamy jednak, że wspomniana ustawa określa wynagrodzenia pracowników jednostek ochrony zdrowia na poziomie od 65% do 145% kwoty przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia brutto w gospodarce narodowej w roku poprzedzającym, a do tych kwot dochodzono na przestrzeni pięciu lat. Od 2017 r. środki na zapewnienie płac na tym poziomie były przekazywane szpitalom z budżetu NFZ w odpowiednich, ściśle określonych transzach, a następnie włączone do kwoty ryczałtu PSZ lub kontraktu z NFZ. Nie była to zatem nieodpowiedzialna polityka finansowa zarządzających szpitalami, a realizacja zobowiązań ustawowych. Należy również przypomnieć, że w 2022 r. do nadwyrężonego budżetu NFZ włączono wiele obciążeń finansowych, dotychczas finansowanych z budżetu państwa, m.in. programy lekowe, czy zadania związane z systemem państwowego ratownictwa medycznego.
W przypadku lekarzy gwarantowane przez ustawę pensje są to kwoty dalekie od kwot podawanych w ostatnich dniach, a w specjalizacjach deficytowych wynagrodzenie specjalistów jest niższe, niż lekarzy rezydentów. Nie można pominąć tu faktu, że aktualnie warunki pracy szpitalnej są tak trudne, że większość lekarzy w trakcie specjalizacji deklaruje chęć odejścia z systemu szpitalnictwa po jej zakończeniu. W szpitalach (poza największymi szpitalami klinicznymi) nadal brakuje personelu na wszystkich szczeblach – zarówno lekarzy, pielęgniarek, jak i innych pracowników medycznych. Poziom zatrudnienia i obciążenie pracą w szpitalnictwie są nieadekwatne do zapotrzebowania oraz zapewniania opieki na odpowiednim poziomie. Za leczenie pacjenta oraz jakość tego leczenia odpowiada odpowiednia kadra, świadcząca usługi 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu. To właśnie ludzie, poprzez stawianie diagnoz, wykonywanie zabiegów, wystawianie zleceń, opiekę pielęgniarską i opiekuńczą odpowiadają za ratowanie zdrowia i życia ludzi. Tabletki i zabiegi same się nie zlecą, podadzą i przeprowadzą. Dlatego słowa, że składka zdrowotna w „przygniatającej mierze” starcza na wynagrodzenia dla pracowników, „a ta składka jest po to, żeby też leczyć ludzi, jest też problem refundacji, trzeba utrzymać szpitale” są krzywdzące dla wszystkich pracowników ochrony zdrowia.
Wyciągane, i tak chętnie w ostatnim czasie przypominane, jednostkowe nieprawidłowości w publicznej ochronie zdrowia są elementem patosystemu tworzonego na przestrzeni ostatnich ponad dwudziestu lat przez polityków, a nie pracowników ochrony zdrowia. Jest to pokłosie tworzenia wielu rozwiązań prowizorycznych przykrywających błędy systemu, a skutkujących pojawieniem się kolejnych. Takim rozwiązaniem były, chociażby krytykowane, umowy cywilno-prawne, do których nakłaniano lekarzy, a które były doraźną receptą na niedobory kadrowe, dając publiczne przyzwolenie na pracę ponad miarę. Takich pseudorozwiązań jest wiele, zarówno w POZ, AOS, jak i szpitalnictwie. W tak ukształtowanym systemie naturalnym jest, że pojawiają się jednostki, które radzą sobie lepiej, gorzej, ale także takie, które będą na nim pasożytować. Rodzi się pytanie – komu ten system służy i czy jest publiczna wola do jego naprawienia, czy tylko do politycznie bezpiecznego oddalania od siebie odpowiedzialności za jakość tego systemu?
Mając na uwadze powyższe, nie można się oprzeć wrażeniu, że nagonka na pracowników ochrony zdrowia, ma jedynie przykryć wieloletnie zaniedbania w zakresie reform całości systemu ochrony zdrowia oraz nieodpowiedzialnej polityki finansowej i przerzucania nadmiernych obciążeń na budżet NFZ bez zapewnienia odpowiednich środków. Personel, zwłaszcza wysoko wykwalifikowany, jest wykorzystywany często nieefektywnie i przeciążony obowiązkami sprawozdawczymi, biurokratycznymi i administracyjnymi. Menedżerowie ochrony zdrowia mają związane ręce i nikły wpływ na kształtowanie polityki kadrowo-płacowej. Apelujemy po raz kolejny o spokojną, wyważoną i merytoryczną dyskusję nad reformą systemu ochrony zdrowia, opartą przede wszystkim o ściśle zdefiniowane populacyjne cele zdrowotne oraz proefektywnościowe zmiany systemowe, usuwanie wąskich gardeł w dostępności do świadczeń, współpracy POZ, AOS i szpitalnictwa ze sobą oraz właściwe wykorzystanie potencjału kadrowego.