Anonimowość autorów i wpisów na portalach, brak możliwości weryfikacji są polem do nadużyć. Lekarze wypowiedzieli wojnę mediom internetowym oceniającym ich pracę i zaczęli walkę o ochronę swoich danych osobowych.
W sieci www roi się od stron poświęconych lekarzom i placówkom medycznym. Są na nich oceniani, komentowane są ich diagnozy, podejście do pacjenta, a to wpływa na decyzje ludzi o wyborze miejsca leczenia. W efekcie – na dochody oraz opinie lecznic i samych lekarzy. Nic dziwnego, że to drażliwa sprawa. Tym bardziej że podawane są nazwiska, kontakty, adresy, czasem tożsame z prywatnymi. Po paru latach funkcjonowaniu rankingowych portali środowisko zaczyna kontratakować.
– Nie ma to podtekstu walki z tymi stronami. My tylko sprawdzamy, czy sytuacja nie narusza przepisów – zapewnia co prawda prezes Naczelnej Izby Lekarskiej Maciej Hamankiewicz, ale zwrócił się do generalnego inspektora ochrony danych osobowych ze skargą na działania administratorów serwisów internetowych Rankinglekarzy.pl oraz ZnanyLekarz.pl. Do Izby wpływały bowiem protesty lekarzy, iż na owych portalach są naruszane ich prawa. Prezesa do reakcji zobowiązała uchwałą NRL. – Sami jesteśmy zobowiązani do bardzo skrupulatnej ochrony danych osobowych i chcemy wiedzieć, czy informacje dotyczące lekarzy, tak jak innych obywateli, są właściwie chronione – tłumaczy. W liście do GIODO napisał, administratorzy serwisów nie przestrzegają prawa: „Przetwarzają dane osobowe lekarzy i lekarzy dentystów bez zgody, a nawet wiedzy osób zainteresowanych, bez podstawy prawnej oraz z naruszeniem wymaganych obowiązków informacyjnych”. Wniósł o nakazanie im usunięcia informacji o lekarzach, a w przyszłości – zawiadamianie każdej osoby, że zbierają jej dane, w jakim celu i zakresie, z jakiego źródła oraz danie medykom dostępu do tych treści i prawa ich poprawiania. (...) „Choć tworzenie profili i zamieszczanie ocen jest nieodpłatne, to celem tworzenia serwisów była możliwość czerpania zysków z reklam w nich zamieszczanych”. Hamankiewicz przywołał tu prawo europejskie i podobne sprawy we Francji i Szwajcarii, w których uznano, że nie istnieje interes prywatny usprawiedliwiający podawanie danych lekarzy bez ich zgody i to w celu osiągnięcia zysku.
Oszczerstwa konkurencji?
Nawet jeśli cel byłby szczytny, medycy czują się w tych rankingach pomawiani. „Te serwisy umożliwiają naruszanie dóbr osobistych lekarzy w postaci ich czci i dobrego imienia. Tworzą tzw. rankingi lekarzy, gdzie każdy zarejestrowany użytkownik może zamieścić w praktyce nieweryfikowalne komentarze i opinie. Stworzyły narzędzie wykorzystywane do zamieszczania na nich informacji nieprawdziwych, oszczerczych, uwłaczających godności. Osoba, której dane są przetwarzane bez jej zgody, jest często pozbawiona praktycznej możliwości obrony swych praw, ponieważ może nawet nie wiedzieć o tym, że dane na jej temat są przetwarzane i szeroko udostępniane” – zaznaczył prezes NRL w piśmie do GIODO. – Nie jest problemem, że pacjenci oceniają lekarzy, bo robili tak zawsze i będą robić nadal. To ich prawo. Problemem jest, że Internet stwarza możliwości wielkich nadużyć na tym polu – zgadza się Krzysztof Bukiel, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy. Przyczyny nadużyć: anonimowość autorów wpisów i brak możliwości weryfikacji, czy zarzuty stawiane lekarzom są zasadne.Internet bywa bowiem forum dla osób wylewających publicznie swoje frustracje. – Trudno powiedzieć, kto na takich portalach dokonuje wpisu: czy jest to sam lekarz, czy może sfrustrowany pacjent, który od wielu miesięcy czeka w kolejce do specjalisty – zauważa Hamankiewicz. – Ile jest w tych wpisach informacji pochodzących od pacjentów, którym on rzeczywiście udzielił porady.
(...)
Zachęta do fizycznej agresji
Większość środowiska jest zatem przekonana, że Hamankiewicz zrobił dobrze, zwracając się do GIODO. Mniej jest jednak przekonanych, że to przyniesie efekt.
– Oczywiście prezes NRL ma rację, zwracając się z tą sprawą do Głównego Inspektora Danych Osobowych, ale obawiam się, że jest to walka z wiatrakami. Choć nie ulega kwestii, że przetwarzanie danych osobowych lekarzy bez ich zgody wykracza poza obszar prawnie dozwolonych działań – sądzi prof. Mirosław Wysocki, dyrektor Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – Państwowego Zakładu Higieny. Konstanty Radziwiłł, były prezes Naczelnej Izby Lekarskiej, również się obawia, że „być może w czasach postępującego obniżania się standardów życia publicznego, reakcja NRL jest skazana na nieskuteczność”.
(...)
A może to interes publiczny?
Portali broni Adam Sandauer ze stowarzyszenia pacjentów Primum Non Nocere: – Przytoczę historię paralelną: kiedyś jedna z gazet norweskich napisała niepochlebny artykuł o lekarzu. Bardzo się po nim przejechała, opierając się na opiniach pacjentów. Ten lekarz wygrał sprawę z gazetą w sądzie, ale ta poszła do Trybunału w Strasburgu i... wygrała – mówi. Trybunał orzekł, że interes publiczny jest znacznie ważniejszy od ochrony zawodowej reputacji chirurga plastycznego.
(...)
Do wniesienia skargi uprawniony jest bowiem jedynie lekarz, który uzna, iż jego dane są przetwarzane niezgodnie z prawem. Mimo to GIODO może podjąć kontrolę z urzędu: „Jednakże, mając na uwadze treść skargi prezesa NRL Macieja Hamankiewicza, generalny inspektor ochrony danych osobowych rozważy podjęcie w tej sprawie z urzędu stosownych działań, mających na celu przeprowadzenie kompleksowych czynności kontrolnych pod kątem przestrzegania przepisów dotyczących przetwarzania danych osobowych przez administratorów ww. serwisów internetowych”.
Pełen tekst artykułu można przeczytać w lutowej Służbie Zdrowia