Patrycja Strupińska: Czy nadal ma Pan w sobie te ideały, które towarzyszą młodemu lekarzowi rodzinnemu na początku drogi zawodowej?
Dominik Lewandowski: Nadal jestem wierny swoim ideałom i głęboko wierzę, że ochrona zdrowia w Polsce będzie miała swój lepszy czas. Chciałbym, żeby ta lepsza rzeczywistość była budowana wokół podstawowej opieki zdrowotnej z kluczową rolą lekarza rodzinnego. Aktualnie rzeczywistość w tej części systemu nie należy do łatwych, jesteśmy bardzo obciążeni pracą i w konsekwencji mamy zbyt mało czasu dla pacjenta. Szereg biurokratycznych obowiązków sprawia, że nie jesteśmy w stanie poświęcić się w odpowiednim stopniu takim zadaniom jak profilaktyka czy edukacja zdrowotna, które są niezwykle ważne w medycynie rodzinnej.
P.S.: Z czym zmagają się adepci medycyny rodzinnej oraz jakie wyzwania stoją na ich drodze?
D.L.: Młodzi lekarze rodzinni często zmagają się z osamotnieniem w gabinecie lekarskim. Praca lekarza rodzinnego często związana jest z podejmowaniem trudnych i samodzielnych decyzji. Nie mamy możliwości, tak jak to funkcjonuje na oddziale szpitalnym, żeby skonsultować się z kolegami, omówić istotne kwestie na wspólnej wizycie lekarskiej, czy konsylium. To jest największa trudność, ta potrzeba samodzielności już od pierwszych dni pracy. Drugą kwestią jest ciągła presja czasu i spory stres. Lekarze, którzy dopiero zaczynają swoją prace muszą przyjmować pacjenta co 10 minut, a to naturalnie wiążę się ze stresem. Niezwykle ciężko jest w tym czasie dobrze zbadać pacjenta, zebrać wywiad, postawić trafną diagnozę czy zlecić badania laboratoryjne.
P.S.: Jak wygląda zainteresowanie medycyną rodzinną wśród młodych osób?
D.L.: Z pewnością wzrosło zainteresowanie medycyną rodzinną. Wydaje się, że na skutek ustawy o POZ, ponieważ dużo dyskutowano o medycynie rodzinnej w momencie jej powstawania. Faktycznie, w kolejnych naborach na rezydenturę ilość chętnych była zdecydowanie większa. Bywało, że tylko połowa miejsc była zapełniona, a od kilku dobrych lat chętnych na tę specjalizację jest więcej, niż miejsc rezydenckich. Świadczy to o rosnącym zainteresowaniu wokół medycyny rodzinnej w Polsce. Zwiększone zainteresowanie specjalizacją rodzi rywalizację o miejsca szkoleniowe. Wierzę, że dzięki temu lekarzami rodzinnymi zostaną najzdolniejsi lekarze.
P.S.: Co jest problemem w obecnym wymiarze medycyny rodzinnej?
D.L.: Problematyczne jest to, że sposób organizacji podstawowej opieki zdrowotnej w niewystarczającym stopniu premiuje medycynę rodzinną, która jest jedyną specjalizacją dedykowaną tej części systemu. Trudno nam sobie wyobrazić by w poradni laryngologicznej przyjmował neurolog, a w kardiologicznej ortopeda a tak w pewnym uproszczeniu wygląda POZ. Przy obecnych niedoborach kadrowych, każdy lekarz znajdzie pracę w podstawowej opiece zdrowotnej, niezależnie od tego jakie ma kompetencje. To jest mechanizm błędnego koła. W sytuacji, gdy mamy zbyt mało lekarzy rodzinnych system dopuszcza do pracy w POZ innych specjalistów, dzięki którym możemy zapewnić pacjentom ciągłość leczenia. Ich praca jest obecnie niezbędna, ale jednocześnie zmniejsza motywację do rozpoczęcia specjalizacji w dziedzinie medycyny rodzinnej. W tak skonstruowanym POZ lekarze rodzinni nie wykorzystują w pełni swoich kompetencji.
P.S.: Jakie działania podejmuje grupa Młodych Lekarzy Rodzinnych?
D.L.: Jesteśmy bardzo aktywną grupą zarówno w Polsce, jak i na arenie międzynarodowej. Ważnym elementem naszej działalności jest edukacja. Na wzór europejskiej organizacji Vasco da Gama Movement organizujemy ogólnopolskie konferencje. Należą do nich Prekonferencja Młodych Lekarzy Rodzinnych, która tradycyjnie poprzedza Kongres Medycyny Rodzinnej oraz Forum Młodych Lekarzy Rodzinnych. W wielu województwach utworzyły się również lokalne grupy, które podczas regularnych spotkań wymieniają się doświadczeniami, przedstawiają trudne przypadki z codziennej praktyki czy zwyczajnie integrują. Potrzeba i konieczność tworzenia takich grup rówieśniczych wynika ze wspomnianego już wcześniej osamotnienia lekarza rodzinnego w codziennej pracy. Nasza aktywność międzynarodowa jest możliwa dzięki przynależności Kolegium Lekarzy Rodzinnych do światowej organizacji lekarzy rodzinnych, jaką jest Wonca. W jej strukturach działa Vasco da Gama Movement zrzeszająca młodych lekarzy rodzinnych ze Starego Kontynentu. Mamy w tej organizacji kilku aktywnych członków na czele z Katarzyną Nessler, która w tym roku stanęła na jej czele. To właśnie dzięki VdGM zbieramy międzynarodowe doświadczenie, wysyłamy lekarzy na zagraniczne wymiany i staże. Dzięki wsparciu Kolegium Lekarzy Rodzinnych w Polsce rozpoczęliśmy przyznawanie stypendiów, które umożliwiają tego typu wyjazdy.
P.S.: Wielu pacjentów nie potrafi rozgraniczyć roli, jaką pełnią lekarze w POZ, stąd są nieświadomi z jakimi problemami zwracać się, chociażby do lekarza rodzinnego. Jak uleczyć tę niewiedzę?
D.L.: Nadal pokutują u nas naleciałości poprzedniego systemu, czyli lekarza rejonowego, który zajmował się rozdzielaniem skierowań i wysyłaniem pacjentów do innych specjalistów. Kompetentny lekarz rodzinny jest w stanie rozwiązać 80, a nawet 90% problemów zdrowotnych w POZ. Czeka nas jeszcze wiele pracy i edukacji w zakresie uświadomienia społeczeństwa – czym dokładnie zajmuje się lekarz rodziny i dlaczego warto mu w rozwiązywaniu tych problemów zaufać. Potrzebujemy również zmian systemowych, które umożliwią lekarzom rodzinnym pracującym w POZ wykorzystanie w pełni kompetencji nabytych podczas szkolenia specjalizacyjnego.
P.S.: Coraz częściej młodzi lekarze rodzinni uciekają ze wsi oraz miasteczek, ponieważ nie chcą tam pracować, a to wpływa na pogłębiające się braki kadrowe. Z czego wynika ta niechęć?
D.L.: W pewnym uproszczeniu w mieście pracuje się łatwiej. Lekarz dysponuje odpowiednim zapleczem w postaci AOS, czy szpitali. Praktyki w mieście zwykle zatrudniają kilku lekarzy, co bardzo ułatwia organizację pracy. Podjęcie pracy na wsi często wiąże się z koniecznością założenia własnej praktyki lub przejęcia jej po starszym koledze. W takiej sytuacji lekarz, często jedyny, jest w pełni odpowiedzialny za funkcjonowanie swojej praktyki. Ograniczony dostęp np. do AOS powoduje, że taki lekarz musi w większym stopniu wziąć odpowiedzialność za zdrowie swoich pacjentów. Dla pasjonatów medycyny rodzinnej taka praca może być wspaniałą przygodą i spełnieniem marzeń, lecz zdaje sobie sprawę, że nie każdemu ona odpowiada.
P.S.: Lepsze warunki finansowe, dodatkowe bonusy - to sposoby, jakimi placówki medyczne w małych miastach kuszą młodych lekarzy lub studentów ostatnich lat studiów, do podjęcia współpracy?
D.L.: To prawda. Poradnie w mniejszych miejscowościach, w szczególności te oddalone od ośrodków akademickich, starają się kusić lekarzy lepszymi warunkami finansowymi. Dość często oferują również dodatkowe bonusy, którym może być np. mieszkanie służbowe. Niestety pomimo tych zachęt wciąż brakuje chętnych do pracy w małych miejscowościach. Potrzebujemy rozsądnych, również finansowych rozwiązań, które zachęcą lekarzy rodzinnych do pracy w mniejszych miejscowościach. Nie tak dawno NFZ zaproponował bonus finansowy za podjęcie pracy w obszarach o niskiej gęstości zaludnienia. Dotyczy on jedynie lekarzy, którzy nie rozpoczęli szkolenia specjalizacyjnego. Moim zdaniem nie jest to dobre rozwiązanie. Z powodu argumentów wymienionych powyżej na tych obszarach potrzeba lekarzy o szerokich kompetencjach, optymalnie lekarzy rodzinnych.
P.S.: Jak przyszłość czeka lekarzy rodzinnych?
D.L.: Społeczeństwo się starzeje, w związku z tym ich potrzeby zdrowotne będą rosły. W pewnym momencie nadejdzie taka refleksja, że musimy poszukiwać wydajniejszych i efektywniejszych sposobów radzenia sobie z rosnącymi oczekiwaniami oraz potrzebami zdrowotnymi pacjentów. Medycyna rodzinna może te potrzeby zabezpieczyć w ramach dobrze funkcjonującej podstawowej opieki zdrowotnej. To właśnie poprzez wzmacnianie POZ, jak podkreśla Światowa Organizacja Zdrowia, można osiągnąć strategiczny cel jaki sobie zakłada, czyli “Zdrowie dla wszystkich”. Jestem przekonany, że silna pozycja medycyny rodzinnej jest kluczowa dla osiągnięcia tego celu.