Co Pan sądzi o sprowadzeniu lekarzy zza wschodniej granicy np. z Ukrainy, aby załatać w Polsce dziury kadrowe?
Rzeczywiście, mamy bardzo mało kadr medycznych. Wydaje mi się, że większym problemem jest brak kadry średniej. Mam tu na myśli głównie pielęgniarki. Dochodzi do sytuacji, kiedy zgodnie ze wskaźnikami MZ i NFZ ws. liczby zatrudnionych pielęgniarek w stosunku do ilości łóżek, zmniejsza się ilość łóżek i lekarze zostają zwalniani. Nazywa się to etatyzacją. Tak dzieje się w Poznaniu czy województwie wielkopolskim. W POZ oraz ambulatoryjnej specjalistycznej opiece medycznej są duże deficyty, również lekarskie. Jeżeli, lekarze z zagranicy po odpowiednim przeszkoleniu i sprawdzeniu umiejętności zostaną zatrudnieni, a głównym opiekunem odpowiedzialnym za ich wykonywaną pracę będzie dyrektor placówki (szpitala, poradni czy przychodni specjalistycznej), to jest szansa na skrócenie kolejek. Nie liczmy na to, że przyjadą do Polski zagraniczni endokrynolodzy. Będzie o nich trudno. Podejrzewam, że w innych państwach endokrynolodzy i inne rzadkie specjalności są pożądane. Wydaje mi się, że pozyskamy młodych lekarzy, których doświadczenie zawodowe jest dosyć niskie. Dlatego należy zwrócić uwagę na ich wiedzę i praktykę. Rozwiązaniem jest zwiększenie naboru studentów w Polsce. Doraźnym rozwiązaniem jest zatrudnienie lekarzy spoza Polski.
Trzeba mieć pewność, że lekarze z Ukrainy będą mieli odpowiednie przygotowanie do wykonywania zawodu. Czy sądzi Pan, że powinni przejść przez specjalny proces uznania dyplomy tzw. nostryfikację?
Trzeba określić zakres i sposób nostryfikacji. Powinna zająć się tym NIL i NRL. Przykładowo w Wielkiej Brytanii odsetek lekarzy z byłych kolonii, od Pakistanu przez Indie, jest bardzo duży. Powinniśmy skorzystać z doświadczeń brytyjskich i niemieckich. Szwajcarskie wydają mi się zbyt rygorystyczne. Polscy lekarze doskonale dają sobie radę w Skandynawii i na Wyspach Brytyjskich. Modele skandynawskie czy brytyjskie w stosunku do zatrudnionych w Polsce obcokrajowców byłyby w Polsce godne do naśladowania.
Wielu lekarzy z Ukrainy, Białorusi czy innych krajów traktuje Polskę jako miejsce transferowe do wyjazdu do Niemiec, Francji czy Wielkiej Brytanii…
Reprezentuję liberalne poglądy. Uważam, że każdy człowiek ma prawo pracować tam, gdzie ma zapewnione najlepsze warunki płacy jak i pracy. W Polsce warunki pracy w dobie sieci i ryczałcie są coraz gorsze. Największą szkodę w powolnej reformie opieki zdrowotnej przyniosła ustawa o sieci, która w praktyce okazała się dobijaniem szpitali powiatowych. Szpitale powiatowe przestają pracować, a pacjentów nie ubywa. Szpitale wojewódzkie muszą przejąć zadania niższego szczebla.
Jak Pan sądzi, w jaki sposób można byłoby rozwiązać problemy kadrowe w Polsce?
Nie dokonamy poprawy w ciągu najbliższych dwóch, trzech a nawet pięciu lat. A wszystko dlatego, że są to zaniedbania systemowe zarówno obecnego, jak i poprzednich rządów. Trzeba dokonać zmian systemowych. Dla funkcjonującego NFZ trzeba znaleźć konkurencję. Chodzi o to, żeby nie działał jako monopolista na szczeblach opieki zdrowotnej, od POZ-ów do szpitalnictwa. Dobrym rozwiązaniem byłoby umożliwienie pracy w wielu szpitalach w ramach kontraktów. Mam na myśli szpitale, które od godz. 15. stoją puste z nowoczesnym, zakupionym z funduszy UE sprzętem. Okres pięcioletniej karencji już minął, więc możemy popołudniami zatrudniać lekarzy, zespoły medyczne, operacyjne. Rozwiązanie to funkcjonuje już w innych ośrodkach. Trzeba wnieść przynajmniej symboliczną opłatę do POZ czy poradni ambulatoryjnej, aby zmniejszyć kolejki. A wszystko po to, by pacjenci nie rezygnowali z wizyty u lekarza.