Ratownicy medyczni masowo składają wypowiedzenia z pracy z powodu zbyt niskich wynagrodzeń. Brakuje obsady karetek w kolejnych powiatach. Sytuacja robi się od jakiegoś już czasu coraz poważniejsza. W mediach społecznościowych pojawiają się różne komentarze, w tym jeden z bardziej sugestywnych: "zamiast dzwonić po karetkę, od razu dzwońcie po księdza". Tylko wczoraj w Warszawie nie wyjechało do wezwań 30-40 ambulansów (co stanowi ok. 50 proc. wszystkich stołecznych karetek). Jak reaguje na to Ministerstwo Zdrowia?
Wiceminister zdrowia Waldemar Kraska w czasie spotkania zespołu ds. ratownictwa medycznego skomentował sprawę jednoznacznie: "Dyrektorzy stacji powinni rozmawiać z ratownikami o podwyżkach, oni mają na to pieniądze." Pojawia się więc pytanie, dlaczego nikt wcześniej nie sięgnął po tak, wydawać by się mogło, proste rozwiązanie? Kierownik stacji pogotowia w Bydgoszczy, gdzie zwolniło się 84 ratowników, pracownikom oczekującym podwyżki powiedział, że w kasie nie ma więcej pieniędzy. Pełnomocnik rządu ds. Państwowego Ratownictwa Medycznego, minister Kraska, przedstawił konkrety dotyczące zysków rocznych i kwartalnych w poszczególnych stacjach. I tak: 6 milionów zysku odnotowała w zeszłym roku stacja pogotowia w Warszawie, a we Wrocławiu za pierwszy kwartał wpadło do kasy 2,5 miliona złotych.
Minister Kraska podczas wczorajszej konferencji zapewnił, że w resorcie prowadzone są rozmowy o ewentualnych zmianach w nowelizacji Ustawy o Państwowym Ratownictwie Medycznym. Kolejne spotkanie w tej sprawie odbędzie się 14 września. Minister zaapelował do ratowników, by zrezygnowali z tej formy protestu i zapowiedział, że w ciągu kilku dni będzie dostępna nowa wycena utrzymania karetki i zespołu ratowników.
Źródło: RMF24.PL