Pracownicy Pogotowia Ratunkowego w Giżycku napisali list otwarty, w którym apelują o przyzwoite, godne zarobki. Ratownik medyczny Marcin Jakowicz powiedział w rozmowie z Medexpressem, że już od 1 kwietnia cześć województwa warmińsko-mazurskiego może pozostać bez Pogotowia Ratunkowego. Poniżej zamieszczamy treść listu:
LIST OTWARTY
Podchodząc do tego pisma, zastanawiałem się kto ma być jego adresatem i jaki powinno mieć tytuł. Apel? Prośba? List otwarty? Gorzkie żale? Nie tytuł a cel jest istotny. Uświadomić społeczeństwo- o tym jak w trudnej sytuacji staje dziś Ratownictwo medyczne w całej Polsce. Nie będzie ataków personalnych, oskarżania władz (choć szkoda, że wzięły się za wszystko tak późno- gdy ustawa o PRM podpisana była w maju 2018 r.), czy prób negowania zmian w Ustawie o Państwowym Ratownictwie Medycznym.
Nie chcę też gloryfikować naszego zawodu, bo każdy inny jest równie ważny. Każdy w jakiś sposób decyduje o czyimś losie. My na co dzień walczymy o życie i zdrowie Polaków w sytuacjach nagłego ich zagrożenia. Nie jesteśmy może neurochirurgami czy kardiochirurgami ze skalpelem w ręku, dokonującymi cudów przy stole operacyjnym! Jesteśmy rzucani na pierwszą linię frontu. Zazwyczaj w nieznane, do masy przeróżnych przypadków, nie tylko zdrowotnych. Od porodów, gorączek u dzieci, bóli brzucha czy palca od 3 tygodni, po upojenia i narkotyki, pacjentów psychiatrycznych, następnie zawały serca, udary mózgu, pacjentów z urazami wielonarządowymi czy rozwarstwiającym się tętniakiem aorty. Szeroki zakres zróżnicowanych jednostek chorobowych i wieczny oddech Pana Prokuratora na karku.
To od nas zaczyna się proces zbierania informacji o poszkodowanym (lub ich liczbie mnogiej), po pierwsze zaawansowane procedury medyczne. Udzielamy pomocy wśród wszystkich warstw społecznych, są miejsca gdzie nikt o zdrowych zmysłach by nie wszedł, gdzie ze względów higienicznych strach jest postawić sprzęt- bo od Pana umorusanego od karku po łydki własnymi odchodami, zjadanego za życia przez dziwne żyjątka, możemy być odesłani za moment do resuscytacji noworodka. Spotykamy się z agresją, presją i roszczeniowością. Dokłada nam się obowiązków i procedur (choćby 49 leków w ZRM typu „P”). My jednak dajemy sobie z tym radę i mimo wszystko wielu z nas kocha jeszcze swą pracę, wręcz jest naszą pasją.
Jednak ta pasja naszych rodzin nie wyżywi. Gdy po wielu latach w końcu wywalczyliśmy sobie godne warunki zatrudnienia, dziś chce się nam to zabrać.
Traktuje się nas jak pionki na szachownicy, które wedle uznania można przestawiać. Gdy nie powiódł się plan z WSPR Olsztyn- po twardych negocjacjach otrzymaliśmy satysfakcjonujące propozycje ale mimo złożonych przez nas ofert, nie doszło do podpisania umów i konkurs został unieważniony. Nikt nas oficjalnie nie informuje, nie podaje rozsądnych przyczyn- dowiadujemy się za pomocą prywatnych kontaktów lub mediów. Na takich samych zasadach dociera do nas, że po spotkaniach władz na szczeblu wojewódzkim ustalono, że teraz mają przejąć nas dwa szpitale. Skoro WSPR Olsztyn, najsilniejszy z członków konsorcjum odpuścił Giżycko, to dużą placówkę rozbije się na dwie części. Jeden szpital przejmuje Giżycko a drugi podstację w Wydminach. Napędzana jest machina zastraszania. Źródła donoszą, że aneksja może odbyć się bez udziału jakiegokolwiek dotychczasowego pracownika giżyckich ZRM.
Jednym słowem- 15 osób na umowę o pracę, ok. 10 ludzi z umowy cywilnoprawnej (tworzących trzon ciągłości dyżurowej, pracujących tylko w Giżycku) oraz 25-30 osób na różnych umowach i z innym głównym miejscem zatrudnienia (jednak równie dla stacji ważnych).
Ratowników, których w Polsce jest o połowę za mało- straszy się brakiem podpisania umów. Konkurs na giżyckie PR może być zamknięty, bo ww. szpitale są w stanie wykazać w NFZ odpowiednią liczbę „peseli”! Zewsząd słyszymy, że musimy się pogodzić- „bo dobrze już nie będzie”.
Mimo, że można „zagrać peselami”, to w ogólnym rozrachunku- 1 kwietnia zabraknie rąk do pracy w ambulansie. Przecież pod peselami kryją się ludzie, którzy będą musieli pojawić się w swoich macierzystych stacjach. I tak jest w wielu wielu miejscach w Polsce. Choćby w okolicy- Węgorzewo, Kętrzyn, Gołdap- Ci ludzie także nie wiedzą, gdzie i czy będą zawodowo funkcjonować.
Na chwilę obecną w całym konsorcjum- prawdopodobnie- na 22 podmioty wchodzą w jego skład- tylko 4 spełniają wszystkie wymagania by móc pełnoprawnie funkcjonować (personel, logistyka, sprzęt).
Pracownicy prywatnych firm świadczących dotychczas usługi w ramach Państwowego Ratownictwa Medycznego, stają się ofiarami nie samej ustawy a bałaganu przy jej wprowadzaniu. Duńskiej firmie FALCK zarzuca się, że przez lata dużą część zysków z RM, była wyprowadzana za Bałtyk. Upaństwowienie zakładało, że owe pieniądze w nadchodzącej sytuacji, będą przekazane na dofinansowanie struktur PRM. Mówi się nam, że to niemożliwe- bo np. WSPR ma większą administrację a pogotowie pod szpitalem „drenowane” jest właśnie przez ten szpital. Proces upaństwowienia nie tak na pewno miał przebiegać- nie o tym myślał rząd.
Duńska firma za te same pieniądze była w stanie- kupić ambulanse, stworzyć odpowiednie warunki socjalne oraz przyzwoicie wynagrodzić pracownika. Teraz mamy „zapomnieć o swoich stawkach”- musimy się zgodzić na kilka złotych mniej niż mamy aktualnie (na godzinę). Zaakceptować ograniczenia liczby godzin- „bo tak”- mimo że pracujemy na umowie cywilnoprawnej i sami musimy za siebie odpowiadać.
Te zmiany zruinują wielu ratowników, wspaniałych fachowców z wieloletnim stażem, którzy opuszczą szeregi ZRM dla innych zawodów.
Do tej pory system wymagał od nas, żebyśmy byli wydolni i dyspozycyjni. W zaistniałej sytuacji- ludzie rozwijając się brali kredyty hipoteczne (które mogli spłacać), leasingi aut (którymi dojeżdżają do pracy- z jednej stacji do drugiej). Dodatkowo płacimy duży ZUS i nie mniejsze podatki (od tego roku odliczamy tylko 75% kosztów) i inne opłaty- a nagle mamy stracić połowę swoich zarobków!
To kpina- nikt z nas nie marzy o pracy po 400h w miesiącu- wystarczy nas godnie wynagrodzić.
Dlaczego pracownicy stacji z (dotychczas) prywatnych firm mają stracić? Czy nie powinniśmy wymagać więcej? My chcemy tylko to co mamy a reszta środowiska niech dorówna do nas. Niech zostanie przeznaczona na to ta część zysków, która po wejście w życie nowelizacji, ma pozostać w kraju.
Chyba te finanse nie będą łatać dziur budżetowych szpitali czy źle dotychczas zarządzanych pogotowi?
Brak kompletnego szacunku dla naszego zawodu, to kolejne propozycje dla dotychczasowych umów o pracę. Ludzie nie mają możliwości ich kontynuowania, możliwe są tylko tzw. umowy śmieciowe. Problem dotyczy np. osób, które na etacie przepracowały dziesiątki lat i brakuje im 1,5-2 do emerytury.
Przykład giżyckiego ratownika z 37 letnim stażem i 2 latami do świadczeń emerytalnych- ma 5 dni na założenie działalności gospodarczej i znalezienie sobie nowego miejsca zatrudnienia. W podobnej sytuacji jest kilka pielęgniarek od lat funkcjonujących w szeregach ZRM. Są ludzi, którym brakuje niewiele do przepracowania 15 lat „w warunkach szkodliwych”, co upoważni ich do wcześniejszego (o 5 lat) przejścia na emeryturę.
Klepie się nas po plecach a jednocześnie pluje w twarz.
Jeżeli zabraknie ratowników, z 3-osobowych ZRM „P” (podstawowych), stworzy się dwu! Można?
Jeżeli lekarze nie zgodzą się na obniżenie stawek o blisko połowę, to w giżycku zniknie ZRM „S” (specjalistyczny). Powstanie zapewne 2-osobowe „P”. Można?
Na szczęście nie można, bo wtedy liczba „ESEK” nie będzie procentowo zgodna dla wojewódzkich statystyk i wytycznych.
Podkreślam, że żaden szanujący się ratownik, nie zgodzi się na takie warunki.
Po 31 marca może dojść do sytuacji, że w Giżycku i wielu miejscach w kraju- zabraknie ludzi do pracy.
Odpowiedzialny podmiot być może wygra konkurs, stworzy logistykę, postawi ambulanse- ale bez załogi w środku.
Zaznaczam, że nie z winy ratownika a chaosu, nieprzemyślanych decyzji podejmowanych na ostatnią chwilę, prób szantażu czy plotek o groźbach- nie dojdziemy do porozumienia.
Możemy zgodzić się na pogorszenie warunków socjalnych, choć niby dlaczego? Np. w Giżycku mielibyśmy przenieść siedzibę stacji- z komfortowych „dyżurek”, do remontowanych na szybko (zagrzybionych, kilka lat nieocieplanych) piwnic tutejszego szpitala.
Samo Giżycko to ponad 50 ludzi- czyli duży zakład pracy. Węgorzewo, Kętrzyn, Gołdap i my- to już ponad 150? Sama duńska firma zatrudnia 4000 osób a prywatnych firm świadczących usługi PRM jest w Polsce kilka.
Skala problemu jest bardzo duża. Na 3 tygodnie przed zmianami- najwyższy czas, żebyśmy wszyscy byli tego świadomi!
Pod ostatnim pismem do Pana Wojewody z prośbą o interwencję, zebraliśmy podpisy całej stacji.
Dziś dalej mówimy jednym głosem.
Chcielibyśmy, żeby ta informacja trafiła do jak największej liczby odbiorców. Będzie nam miło jeśli zapozna się z nią Pan Wojewoda, Pan Marszałek wraz z całym Zarządem Urzędu Marszałkowskiego, Dyrektor NFZ oddziału w Olsztynie. Jeszcze milej, gdy dotrze do Ministerstwa Zdrowia, Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, Sejmu czy Senatu. Każda pomoc jest mile widziana.
Z poważaniem
Marcin Jakowicz
wraz z Pracownikami Pogotowia Ratunkowego
w Giżycku