OZZL po raz kolejny upomina się o rezydentów i apeluje o wzrost wynagrodzenia dla lekarzy rezydentów.
Rozpoczęcie specjalizacji to ze strony lekarza zobowiązanie do rzetelnej nauki i ukierunkowania na dobro pacjenta. Jednak sama pasja i powołanie to za mało - wskazuje Porozumienie Rezydentów OZZL.
Co lekarze rezydenci muszą opłacać z własnych wynagrodzeń?
- podręczniki, które mogą kosztować nawet kilkaset złotych (anglojęzyczne pozycje są jeszcze droższe)
- koszty delegacji (wbrew kodeksowi pracy wiele szpitali nie pokrywa ich kosztów)
- kursy, konferencje.
- Chcemy najnowocześniejszych i najlepszych metod leczenia, operowania, innowacyjnych procedur. Wierzymy, że nasi pacjenci mają prawo do takiej opieki jak w innych krajach UE - czytamy w liście OZZL. Tymczasem wynagrodzenia w specjalizacjach niedeficytowych wynoszą 3170 brutto, po dwóch latach 3458 zł brutto, w deficytowych 3602 zł brutto i 3890 zł brutto po dwóch latach.
OZZL podkreśla, że wynagrodzenie rezydentów nie zostało skorygowane choćby o inflację od 2009 r.
- Negatywnie na nasz rozwój zawodowy wpływa presja finansowa, która zusza nas do pracy na dwóch lub nawet trzech etatach. Mamy świadomość, że brak czasu na odpoczyne rodzi negatywne skutki zarówno dla nas samych, jak i naszych pacjentów, prowadząc do wypalenia. Wierzymy, że społeczeństwo ma prawo do lekarza wypoczętego i empatycznego, wszechstronnie wykształconego i wciąż zaciekawionego swoją pracą. Do tego jednak potrzeba wzrostu wynagrodzenia rezydenckiego, aby można było pozwolić sobie zarówno na życie rodzinne, prywatne, jak i kształcenie - podkreśla Porozumienie Rezydentów OZZL.
Źródło: OZZL