Podczas 19. Światowego Kongresu Międzynarodowego Towarzystwa Senologicznego, który w tym roku odbył się w Warszawie, wiele mówiono na temat postępów w terapii raka piersi, w tym zaawansowanej, HER2-dodatniej odmiany tego nowotworu. Jak Pani ocenia te postępy?
– Rzeczywiście, szczególnie w przypadku subpopulacji pacjentek z HER2-dodatnim rakiem piersi udało się nam osiągnąć znaczne postępy w skuteczności leczenia. Dzięki nowym terapią, których miejscem działania są szlaki aktywowane przez receptor HER2, byliśmy w stanie zmienić przebieg choroby nowotworowej w tej grupie pacjentek – niegdyś obarczonych najpoważniejszym rokowaniem, a obecnie żyjących nawet po 5–7, czasami nawet 10 lat od rozpoznania raka w fazie przerzutowej. To bardzo rzadki i bardzo imponujący sukces.
W przypadku innych typów raka piersi również powoli obserwujemy pewne postępy, np. w leczeniu luminalnego (hormonozależnego) raka piersi, ale jeśli chodzi o tzw. typ potrójnie ujemnego – to wciąż czekamy na przełom. Złe wyniki leczenia tego typu są jedną z przyczyn braku – w ciągu ostatniej dekady – znaczącego wydłużenia się średniego czasu przeżycia liczonego łącznie dla wszystkich typów przerzutowego raka piersi. Wzrósł on może o 2 miesiące w czasie ostatnich 10 lat. Nie jest to zadowalające tempo. Uważam jednak, że w ciągu najbliższych 1–2 lat uda się zaimplementować nowe leki do leczenia luminalnego raka piersi.
Jednak czas przeżycia to nie jedyny ważny parametr. Z klinicznego punktu widzenia docenić należy także coraz większą liczbę dostępnych opcji terapeutycznych, które zapewniają lepszą jakość życia leczonych pacjentek, nawet jeśli czas przeżycia nie jest dłuższy niż w przypadku starszych leków.