Wasz protest poparli przedstawiciele innych zawodów medycznych. W poniedziałek spodziewane jest oficjalne stanowisko Porozumienia Zawodów Medycznych. Jak według pana będzie przebiegał ten protest? Czy jest ryzyko odejścia od łóżek?
Chcemy tego uniknąć dlatego, że tracą na tym pacjenci. Jesteśmy protestującymi w drugiej kolejności. W pierwszej kolejności jesteśmy lekarzami. Nasz zawód zobowiązuje nas po prostu moralnie, by być przy pacjentach. Warto natomiast zdać sobie sprawę z tego, że już teraz pacjenci tracą, bo nie mogą dostać się do lekarzy. Leczenie, które ratuje im życie jest odkładane z uwagi na to, że mamy za małe finansowanie, ograniczone kontrakty. W związku z tym nasuwa się pytanie: czy eskalacja tego protestu nie byłaby dobrą formą, by później na tym zyskać jeżeli dojdzie do wzrostu nakładów na zdrowie? Na razie mówimy o tym ostrożnie. Jeśli nie będzie chęci do konkretnych rozmów. Zaproszenie nas do komisji przez panią premier dobrze wygląda w mediach, bo pani premier wyciąga rękę, a źli rezydenci nie chcą rozmawiać. Ale to nie wynika z naszej niechęci, tylko z tego, że tych komisji, o czym opinia publiczna nie wie, było kilka. Zaproszenie więc do kolejnej komisji znowu skończy się tym, że przez kilka miesięcy będziemy debatować, a na końcu dostaniemy ustalenia, z którymi sami nie będziemy się zgadzać, a będą one przedstawione jako rozwiązanie. Tylko dzięki temu, że media są skupione na strajku, możemy wywalczyć więcej. Nie walczymy tylko dla siebie, naszego zawodu, bo jeśli podniesiemy nakłady na zdrowie, to zyskają na tym nie tylko lekarze, ale przede wszystkim pacjenci, którym skrócą się kolejki. I będą mogli widzieć wypoczętych lekarzy, którzy nie będą musieli pracować w dodatkowych miejscach. Pielęgniarki przestaną wyjeżdżać. Przecież średnią wśród pielęgniarek mamy powyżej 50 lat. Ja jako młody jestem przerażony, bo widzę młode studentki pielęgniarstwa, ale potem one nie przychodzą do zawodu, bo wyjeżdżają pracować za granicę. Każdy lekarz dostaje na swoją pocztę mailową propozycję pracy za granicą, ofertę na samochód, mieszkanie i naukę języka. Tylko trzeba wyjechać. A my chcemy zostać, bo poczucie wewnętrznego patriotyzmu wymaga od nas walki tu na miejscu o lepszą służbę zdrowia.
Słyszymy o różnych sumach, wymienianych przez panią premier i ministra zdrowia. Ile to rezydenci chcieliby zarabiać. Minister Radziwiłł mówił też o zwiększeniu kwoty na rezydentury. Proszę powiedzieć jak wygląda teraz wasza pensja? Ile zarabiają rezydenci i o jaką sumę walczą?
Bardzo jasno trzeba o tym powiedzieć, bo pojawiają się w mediach sumy ośmiu, dziewięciu tysięcy. Jest z nami mama rezydentka, która zostawiła w domu swoje ośmiomiesięczne dziecko. I ona nie walczy o dziewięć tysięcy. Inny załamujący przykład, to kolega rezydent, który zrobił sobie zdjęcie na tle protestujących mówiąc, że robi to dla swoich córek i żony, które widuje tylko dwa razy w tygodniu. Przez resztę czasu musi zasuwać. Jednak nie po to, by zarabiać 8-9 tysięcy. Na swoim przykładzie powiem, że zarabiam 2200-2300 na rękę. To moja podstawowa pensja, za którą powinienem przez miesiąc przeżyć. Wynajem mieszkania w Łodzi kosztuje ok. 2000 zł. Z czego mam żyć przez resztę miesiąca? Za co mam kupić chleb i ubrania dla siebie? Nie mówię już o kursach, które musimy kończyć za własne pieniądze. Zmuszeni jesteśmy pracować dodatkowo w innych miejscach. Jedziemy więc z podstawowego miejsca pracy do nocnej pomocy lekarskiej. Ja tak też tak robię. Następnie wracam do podstawowego miejsca zatrudnienia i w 30 godzinie swojej godzinie pracy przyjmuję pacjentów. Czy to jest bezpieczne? Czy tak powinno być? Przez to, że jesteśmy słabo finansowani, pracujemy w kilku miejscach. Być może rząd się boi, że jeśli podniesie pensje lekarzom, pielęgniarkom, ratownikom to będziemy pracować tylko w jednym miejscu. A kto z powodu braków kadrowych będzie przyjmował? Czy taka niewolnicza praca jest tym co sobie w Polsce wymarzyliśmy?
Ilu w tej chwili rezydentów strajkuje?
Około 20 osób. Rekordziści już 11, 12 dobę głodują. To, że protest był zawieszony nie oznacza, że te osoby przestały głodować.
Minister powiedział w czwartek, że głodujecie drugi dzień.
To nie jest prawda. Zawiesiliśmy protest. Zebraliśmy się stąd, bo taką podjęliśmy decyzję. Natomiast osoby, które głodowały podtrzymały ten protest. Niczego nie jadły i potem wróciły do protestu.