Przypomnijmy, szpital w Żywcu zawiesił działanie Izby Przyjęć, a także oddziałów: chorób wewnętrznych, chirurgii, ginekologii i ortopedii. Przyczyną są zaległości finansowe za realizację nadwykonań, w wysokości 40 mln zł. Minister zdrowia Izabela Leszczyna oceniła takie działanie jako szantaż wobec NFZ. Wskutek zawieszenia pracy oddziałów chorzy z Żywca trafiają głównie do szpitala w Bielsku-Białej.
– Obserwujemy zwiększony napływ pacjentów, bo docierają do nas również pacjenci z powiatu żywieckiego. Nasz SOR, Izba Przyjęć i oddziały są przepełnione. Miejsc zaczyna brakować szczególnie dla pacjentów internistycznych i chirurgicznych. Przez pryzmat szpitala w Żywcu można jednak popatrzeć ogólnie na sytuację szpitali powiatowych w Polsce, która jest bardzo trudna, a pogarsza się od lat. To szpitale, które mają zwykle oddziały podstawowe. Procedury w nich są nisko wycenione. Często ta wycena nie pokrywa nawet kosztu realizacji. Szpitale te od dawna mają narastające długi. Część tych szpitali próbuje się ratować zawieszeniem pracy oddziałów – powiedział Klaudiusz Komor w programie Wstajesz i Wiesz w telewizji TVN24.
Tymczasem w kraju toczy się ożywiona dyskusja wokół wypowiedzi minister zdrowia Izabeli Leszczyny, która w programie Rozmowa Piaseckiego powiedziała, że są lekarze, którzy na kontraktach w publicznym systemie zarabiają nawet 300 tys. zł miesięcznie. Minister poprosiła też AOTMiT o dodatkowe analizy, by sprawdzić, czy system zdrowotny jest w stanie udźwignąć te wynagrodzenia, wskazując, że koszt podwyżek wyniósł 100 miliardów złotych od 2022 do 2024 roku.
– Liczba lekarzy zarabiających takie pieniądze to poniżej 1 proc. Są to zwykle wysokiej klasy specjaliści, pracujący na podstawie umowy cywilno-prawnej i zarabiający np. procent od wykonanych świadczeń. Lekarze w szpitalach w większości pracują na etacie, zarabiając tyle, ile wskazuje ustawa o najniższych wynagrodzeniach. W przypadku lekarza specjalisty jest to ok. 10,5 tys. brutto – powiedział Klaudiusz Komor.
Jak dodał, lekarze od dawna apelują o gruntowną reformę, którą trzeba zacząć od wyceny świadczeń, tak by szpitale na nich nie traciły. W ich ocenie trzeba też tak zmienić prawo, by lekarze chcieli pracować w publicznych szpitalach.
– W chirurgii ogólnej pozostają wolne miejsca rezydentury. Brakuje internistów, pediatrów, neurologów czy chirurgów. W większości, poza kardiologią, mamy niedobór specjalistów. Młodzi lekarze najchętniej specjalizują się teraz w radiologii czy zyskującej na popularności medycynie rodzinnej. Największy wpływ na wybór specjalizacji mają nie zarobki, a sprawność organizacyjna, bezpieczeństwo prawne i to, w jakich warunkach przyjdzie im potem pracować – wskazał wiceprezes NRL.