Masz za sobą ciężki rok, czekasz na wymarzone wakacje. Nareszcie przychodzi ten dzień – wsiadasz w pociąg, samochód lub samolot. Po drodze snujesz plany, myślisz, na ile fajnych rzeczy będziesz wreszcie mieć teraz czas. W końcu stajesz na piasku, patrzysz w błękitną głębię, słuchając uspokajającego szumu fal i… nic nie czujesz. Żadnej radości, żadnej ulgi, żadnych motylków w brzuchu. Kompletna pustka...
Ciężko pracujesz przez cały rok, bierzesz nadgodziny, zgłaszasz się do nowych projektów, żeby się wykazać i zostać docenionym. Twoje zaangażowanie dostrzega przełożony. Dostajesz awans i podwyżkę. W końcu osiągasz to, na co tak długo i ciężko pracowałeś. Tyle że nie robi to na tobie żadnego wrażenia. Nie czujesz radości, satysfakcji, dumy... Nic…
Siedzisz w domu i nie masz na nic ochoty. Na dworze piękna, słoneczna jesień. Warto byłoby wyjść na spacer, bo to już pewnie ostanie ciepłe dni w tym roku. Ale nie masz siły się zebrać. Myśl o tym, że ktoś ze znajomych mógłby zadzwonić i zaproponować wspólne wyjście, wprawia cię w panikę. Unikasz kontaktu z ludźmi, nie masz chęci na rozmowy…
Ta pustka może oznaczać dwie rzeczy – albo już cierpisz na depresję, albo zbliża się ona do ciebie w szybkim tempie. Jak wykazują najnowsze badania, anhedonia składać może się z dwóch elementów. Jeden może być czynnikiem prognozującym depresję na długo przed tym, zanim człowiek przestanie być zdolnym do odczuwania przyjemności. Zanim zostanie utracona zdolność do odczuwania przyjemności, występuje wcześniejsza faza – zaniechanie poszukiwania i unikanie sytuacji, które są źródłem tych przyjemnych doznań.
Życie bez przyjemności
Utrata radości to jeden z kluczowych objawów depresji. Według klasyfikacji DSM-IV-TR (Diagnostic and Statistical Manual of Mental Disorders) – kryteriów diagnostycznych zaburzeń psychicznych Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, anhedonia to osłabienie zainteresowania lub przyjemności w reakcji na bodziec, który w przeszłości był postrzegany jako przyjemny lub jako nagroda.
Słowo „anhedonia” pochodzi z języka greckiego: an „bez” oraz hedeone – „przyjemność”. Jest to chorobowego pochodzenia niezdolność do przeżywania radości i satysfakcji wtedy gdy taka reakcja byłaby naturalna i wcześniej, przed okresem depresji, występowała. Termin został wprowadzony przez francuskiego psychologa i filozofa Théodule-Armand Ribota w 1896 roku, który wskazał na anhedonię zarówno jako symptom w wielu zaburzeniach psychicznych, jak i pewną cechę osobowości.
W grudniowym numerze czasopisma „Psychiatria” dr Tomasz Szafrański zwrócił uwagę na trudności w zrozumieniu tego objawu depresji: „Anhedonia jest jednym z objawów, który tak naprawdę trudno nam sobie wyobrazić. Cóż z tego, że opis jest klarowny? Proste pytania o nasze małe, codzienne przyjemności nie oddają całego horroru, w którym człowiek dostaje się pod szklany klosz i wprawdzie wegetuje tam dalej, ale jak hodowla, w świecie, gdzie dotyk już nie dotyka, słońce nie głaszcze po skórze, jajeczko nie ma smaku, a jeśli nawet ma, to nie ma się na nie ochoty. W świecie, w którym znajomi są obojętni, a brazylijski serial już nie cieszy jak kiedyś i nawet seks jest banalny”.
„Nie wszyscy chorzy na depresję mają anhedonię – nieco ponad 1/3, ale jej obecność oznacza zwykle większe całościowe nasilenie objawów zespołu depresyjnego, gorsze funkcjonowanie społeczne i gorsze rokowanie co do poprawy. Niestety anhedonia jest także objawem, który często ustępuje dopiero na końcu, wiele tygodni po ustąpieniu innych objawów depresji” – powiedział dr T. Szafrański.
Jak rozpoznać anhedonię?
Objawy anhedonii mogą być widoczne w stanach mniej nasilonej depresji, jednak należy mieć na uwadze, że często są one trudne do zdiagnozowania. Anhedonia obejmuje wymiary kliniczne zawierające zainteresowania obecne i w przeszłości, interakcje socjalne, doświadczenia zmysłowe, doświadczenia przyjemności związane z jedzeniem i piciem.
Proces zdiagnozowania anhedonii wymaga bardzo wnikliwej obserwacji pacjenta i współpracy z nim. Psychiatrzy do tej pory traktowali anhedonię jako wynik choroby, a jej obecność w obrazie klinicznym jako jeden z jej najważniejszych elementów. Obok obniżenia napędu jest ona u osób z depresją jedną z głównych przyczyn ograniczenia aktywności.
Co jest przyczyną anhedonii?
Depresja, znana od czasów starożytnych, stała się chorobą cywilizacyjną. Plasuje się na 3. miejscu po chorobach krążenia i nowotworowych, ale szacuje się, że w 2030 roku może zająć niechlubne 1. miejsce (wśród kobiet i mieszkańców miast już jest liderem). Na całym świecie na depresję choruje około 350 mln ludzi. W Polsce – 1,5 mln. To tyle, ilu mieszkańców ma Warszawa. Dziś depresja jest najczęściej diagnozowana u osób w wieku 20–40 lat i dotyka co dziesiątego mężczyznę i co piątą kobietę.
To cena, jaką płacimy za styl życia, wyznaczony przez pośpiech. Dziś ludzie 50–60-letni ciągle są sprawni i nie zamierzają zwolnić tempa. Zajmują kierownicze stanowiska, wygrywają z młodymi kompetencjami, ale w końcu dochodzi do wypalenia. Tracą poczucie sensu życia i nic ich nie cieszy.
Depresja dotyka też młodych pracoholików, bowiem uczestnicząc w wyścigu szczurów, po prostu nie wytrzymują tempa i ciśnienia. Niektórych przerasta praca w korporacji, innych – zatrudnienie na własny rachunek. W lepszej sytuacji są osoby bardziej doświadczone. Sześćdziesięciolatek na przykład potrafi lepiej zarządzać swoją karierą, chroniąc się przed wypaleniem zawodowym. A to dotyka głównie ludzi, których praca wiąże się z indywidualną odpowiedzialnością, ale i wolnością, a więc tzw. wolnych zawodów, gdzie sami wyznaczają sobie godziny pracy.
Kiedy wybrać się do lekarza
Anhedonia to błędne koło. Robisz coś, co nie daje ci satysfakcji, zmuszasz się do obowiązków, bo boisz się utraty pracy. Wracasz do domu i padasz ze zmęczenia, bo nie ma w tobie tej odnawialnej energii. Zdarza się, że aby lepiej się poczuć, sięgasz po alkohol lub narkotyki, które w rezultacie tylko pogłębiają poczucie pustki. Nie przyjdzie ci natomiast do głowy zadanie sobie pytania, dlaczego tak się dzieje? Zamknięcie się w sobie nie prowadzi do niczego dobrego. Każdy z nas ma doskonałe możliwości regeneracyjne, więc dajmy im szansę. Gdy zauważysz, że dzieje się z tobą coś niedobrego, idź do lekarza, nie czekaj, aż rozwinie się choroba. Rozpoznanie depresji może potwierdzić lub wykluczyć tylko lekarz, chociaż niekoniecznie musi to być psychiatra. Poradzi sobie z tym większość lekarzy pierwszego kontaktu, gdyż obniżony nastrój towarzyszy wielu chorobom somatycznym. Jeśli sprawa okaże się bardziej skomplikowana, odeślą cię do psychiatry.
Leczenie anhedonii
Leczenie depresji metodami biologiczną, psychoterapeutyczną czy psychospołeczną jest w Polsce dość trudne, bowiem na psychoterapię czeka się miesiącami, nawet rok. Dlatego w praktyce niemal wszystkie przypadki depresji leczy się farmakologicznie. Od końca lat 80. mamy na rynku leki, które nie uzależniają i nie działają toksycznie. Po większości preparatów nie obserwuje się przyrostu masy ciała. Ewentualne objawy uboczne mogą pojawić się na początku leczenia i po gwałtownym odstawieniu leku. Ważne jest też, aby nie kończyć terapii zbyt wcześnie. Grozi to bowiem nawrotem choroby. Nawet jeśli czujesz się lepiej, nie wolno samemu odstawiać leków, bo w depresji kluczowe jest ustabilizowanie stanu. Zwykle leczenie trwa pół roku, ale żeby zapobiec nawrotom, leki trzeba brać jeszcze 1–1,5 roku. Uzupełnieniem farmakoterapii jest psychoterapia. Decyzja o podjęciu takiego leczenia to sprawa indywidualna, bowiem wymaga pracy trwającej często wiele lat.
Czy choroba powróci?
Nawrót choroby w dużym stopniu zależy od samego chorego – na ile jest w stanie zmienić swój styl życia i sposób pojmowania świata. Warto spróbować w tym momencie przewartościować swoje dotychczasowe życie i zmienić priorytety – mniej się spieszyć, więcej czasu poświęcić sobie i najbliższym, odnowić przyjaźnie, rozwijać swoje hobby, wyjechać na dłuższy urlop, zrealizować marzenie. Zrezygnować z rzeczy, bez których można się obyć i nie brać na siebie zbyt dużo obowiązków. Wiele osób popełnia ten błąd i przekracza granicę, pracując też po wyznaczonych na pracę godzinach. Work-life balans to modny ostatnio trend – warto pójść w tę stronę.
NASZ EKSPERT:
Dorota Minta - psycholog, psychoterapeuta, związana z grupą terapeutów „Psycholodzy Lwowska”
Tomasz Jastrun, poeta, pisarz i eseista, sam cierpiący na depresję, mówi, że osoba w depresji jest jak leżący na samym dnie milczący kamień z oczami. Tak zapewne czują się osoby ogarnięte anhedonią.
Anhedonia towarzyszy często depresji, ale może być też objawem Zespołu Wypalenia Zawodowego, który jest jednym z coraz częściej występujących zaburzeń psychicznych. Ważne, żeby w obu tych przypadkach łączyć w procesie leczenia farmakoterapię z psychoterapią. U osób dotkniętych anhedonią bardzo istotną rolę odgrywają także osoby bliskie. Ich wspierające zachowanie wobec chorego jest równie istotne w procesie leczenia, jak praca specjalistów. Jak to zrobić? Czego takiej osobie nie mówić? Jak stać się kimś, kto wspiera, pomaga wyjść z choroby, a nie w nią wbija? Na początek warto unikać, wydawałoby się wynikających z troski stwierdzeń, takich jak: Weź się w garść, inni mają więcej problemów! Masz wszystko, dlaczego narzekasz? Każdy ma czasami dół. Masz dzieci (żonę, męża), bądź odpowiedzialny. Zrób wreszcie coś interesującego, nie leż na kanapie.
Doświadczeni psychoterapeuci podkreślają, że angażowanie się w aktywności, które sprawiają nam przyjemność lub w których czujemy się dobrzy, wzmacniają zdrowie psychiczne. Warto przypomnieć osobie cierpiącej na anhedonię, co sprawiało jej kiedyś przyjemność i sprowokować, nawet czasami „na siłę”, do powrotu do dawno zapomnianego hobby. I tu ogromna rola bliskich, którzy mogą wesprzeć to „uruchamianie” hobby. Bo trzeba pamiętać, że w związku z brakiem możliwości doznawania przyjemności ludzie nierzadko wycofują się ze sprawiających im radość aktywności, czego następstwem może być zachwiane poczucie własnej tożsamości i obniżona samoocena. Zdarzało mi się, że właśnie zalecenie choremu wykonania czegoś, co wcześniej sprawiało mu przyjemność, rozbija skorupę anhedonii i pozwala rozpocząć proces psychoterapeutyczny. Pamiętam pacjentkę, która wypierała chorobę, ale zachęcona do pieczenia wykwintnych ciast ‒ w czym przez lata odnajdowała radość i osiągała mistrzostwo ‒ było pierwszym pretekstem do nawiązania relacji i dało szansę na rozpoczęcie leczenia. Takie działanie jest bardzo ważne w procesie wychodzenia z choroby, ale też zapobiegania nawrotom i jest wzmacniane, jeżeli choremu towarzyszą bliskie osoby.
Takie obcowanie z osobą z anhedonią to też podpowiedź dla nas wszystkich, żeby pielęgnować i rozwijać swoje hobby w codziennym życiu, dbać o zachowanie równowagi pomiędzy życiem zawodowym a prywatnym. Zatem dbajmy o nasze hobby, nawet jeżeli zmienia się ono co kilka lat, pielęgnujmy relacje ze znajomymi i przyjaciółmi (nie ograniczajmy się do kolegów z pracy i rodziny) i utrzymujmy równowagę pomiędzy pracą a życiem prywatnym.
Źródło: „Smak Zdrowia” 10/2018 (czasopismo dostępne w wybranych aptekach i placówkach medycznych)