– Któregoś roku wpadłam na nieco ryzykowny pomysł, który okazał się strzałem w dziesiątkę. Chciałam spędzić święta w dużym gronie, a jednocześnie nie wydać fortuny na prezenty. Przygotowałam więc dla każdej z zaproszonych osób piękną kartkę, na której napisałam, co dobrego o niej myślę. Za co ją cenię, za co kocham albo co w niej najbardziej lubię, co dostrzegam jako jej niepowtarzalnie piękną cechę – opowiada Mira Jankowska, twórczyni Mistrzowskiej Akademii Miłości. – Efekt był niesamowity! Każdy przeczytał słowa skierowane wyłącznie do niego i poczuł się z tym wspaniale. Również dzięki świadomości, że ktoś poświęcił swój czas na to, aby o nim pomyśleć i jeszcze zadbał o wizualną stronę prezentu: pięknie wszystko wykaligrafowałam i zapakowałam. Wiele tych kartek stało się pamiątką na całe życie – trafiły do rodzinnych albumów lub oprawione w ramkę zawisły na ścianie.
To dobry sposób na wprowadzenie miłej atmosfery. Po dawce dobrych wiadomości na swój temat, jesteśmy mniej skłonni do kłótni i sporów, które często ożywają przy okazji rodzinnych spotkań. Nagle dostrzegamy, że nie zadry i niedopowiedzenia są najistotniejsze, ważne jest to, że znów jesteśmy razem.
Upominek z głową
Prezenty potrafią wiele nam powiedzieć o tym, jak traktują nas inni. – Pamiętam, że kiedy rodzice przechodzili kryzys, dostawaliśmy na gwiazdkę lub na urodziny dość przypadkowe, niby użyteczne rzeczy, typu płyn do kąpieli. Owszem, cieszyliśmy się i z tego, ale czuć było, że to podarunki kupowane bez zastanowienia, bo głowa zajęta była innymi sprawami – wspomina Mariola, nauczycielka. – Kiedy byli w dobrej formie, ja dostawałam książkę, o której marzyłam, a brat grę, na którą od dawna odkładał kieszonkowe. Czuliśmy wtedy, że to rzeczy prosto z serca, przemyślane.
– To bardzo ważne, aby osoba obdarowana wiedziała, że naprawdę myślimy o niej, przygotowując prezent. Znacznie mniej istotna jest jego wartość – podpowiada Mira Jankowska. Ale nie zawsze jest to takie oczywiste. Są domy, gdzie wręcz przygotowywane są listy prezentowe, podobnie jak ślubne, są i takie, gdzie szacuje się kwoty wydane przez poszczególne rodziny na podarunki dla innych.
Pod presją ekskluzywności
Szczególnie wrażliwe na punkcie wartości materialnej otrzymanych przedmiotów są nastolatki, które wręcz się prześcigają na tym polu – To problem głównie dużych miast – twierdzi Anna, która z dwójką dzieci przeprowadziła się do Warszawy ze wsi we wschodniej Polsce. – Różnica jest ogromna. Nie mówię już o tym, że nastolatki bywają okrutne, że trzeba się „wkupić” do grupy, a podstawowe kryterium oceny to ciuchy i gadżety. W wiejskiej szkole ma to dużo mniejsze znaczenie, w dużych miastach presja na rodziców jest ogromna. Jak się zachować, kiedy dziecko mówi: „Mamo, ja wiem, że tego nie potrzebuję, ale jak nie będę miał, będą się ze mnie śmiać!”.
Córka Anny rozbraja koleżanki urodą i niebywałym wdziękiem. Dobrze się uczy, jest indywidualiską, ma sto pomysłów na minutę, swój styl i smak. Potrafi sama sobie uszyć torbę tak śliczną i do niej pasującą, że inne dziewczynki jej zazdroszczą, mimo że już zaczynają przebąkiwać o tych markowych, za setki złotych. – Zadaniem rodziców jest stwarzanie takiego klimatu w domu, żeby dla dzieci nie komercja była w życiu ważna, a serce. Bardziej dawanie niż branie – powtarza Robert Rutkowski, psycholog, psychoterapeuta uzależnień.
Prezenty hand made
Anna uważa, że w atmosferę dawania świetnie wciąga wspólne z dziećmi przygotowywanie dekoracji świątecznych. – W naszej wiosce był to stały punkt programu – opowiada. – Wspólnie z dziećmi kleiliśmy łańcuchy na choinkę i wypiekaliśmy pierniczki. Każdy gość dostawał taki pięknie udekorowany świąteczny piernik. Przenosimy te zwyczaje do Warszawy i też się sprawdzają!
Na prezenty hand made panuje pewnego rodzaju moda. Coraz więcej osób przekonuje się, że obdarowywanie innych czymś, co się samemu zrobiło, zadbało z sercem o każdy detal, daje często więcej radości niż drogie podarki kupowane według klucza „bo tak wypada”. Tylko obdarowywanie ze szczerą radością daje poczucie szczęścia temu, kto daje! To udowodnione naukowo: kiedy bezinteresownie obdarowujemy innych, spada nam poziom kortyzolu, hormonu stresu, wyrównuje się ciśnienie. Budujemy też prawdziwą więź opartą na czymś, co jest dziś niezwykle doceniane w rozmaitych dziedzinach życia: na personalizacji. Powstaje też coraz więcej miejsc, gdzie zainteresowani mogą w towarzystwie innych osób robić coś pięknego i miłego własnymi rękami: szyć lalki, ilustrować książki, uczyć się sztuki kaligrafii czy malowania bombek. Możliwości jest wiele!
Jak mądrze obdarować dzieci
Spersonalizowany prezent hand made może docenić osoba dorosła, ale co począć z dziećmi? Są wręcz nienasycone, chcą więcej i więcej! Ale... czy aby na pewno chcą? Wielu terapeutów radzi rodzicom szczerze odpowiedzieć sobie na pytanie, czy przypadkiem podarunkami nie łatają braku czasu i emocji: zamiast spędzić chwilę z dzieckiem, dam mu nową grę albo tablet. I będę mieć spokój. Skutek jest taki, że dzieci często spędzają długie godziny pozostawione same sobie, wypełniając czas grami. Coraz trudniej jest im budować relacje, zauważać potrzeby innych, umieć na nie odpowiadać.
– Dzieci potrzebują wzorców. Jeżeli od małego są uczone, że trzeba się dzielić z innymi, nigdy tego nie zapomną – twierdzi Karolina Sołowow, założycielka Fundacji Fabryka Marzeń. – Nasze dzieci jeżdżą ze mną po całej Polsce, tam gdzie akurat pomagamy jakiejś rodzinie zamieszkać w jej wymarzonym domu. Bawią się z miejscowymi, rozmawiają z nimi… To wyrabia w nich wrażliwość i uczy, że wystarczy mały gest, żeby komuś sprawić radość, że warto się dzielić tym, co same mają. Jeździmy do dzieci, które marzą o tym, żeby mieć w domu lampkę przy biurku! Moje dzieci mogłyby mieć wszystko, ale dla mnie najważniejsze jest, aby miały serce, wchodząc w życie. To największy nasz, rodziców, dla nich prezent.
– Nie zarzucajmy dzieci zabawkami, pozwólmy im chłonąć świat, krzyczeć, bawić się. Wyjdzie im to tylko na dobre – przekonuje Robert Rutkowski. – One nie potrzebują tak wiele, jak często myślimy. Najbardziej tego, żeby nie przeszkadzać im zbytnio w eksplorowaniu świata na własną rękę, nie zasłaniać go stosem niepotrzebnych przedmiotów.
Tę opinię potwierdza Jan, informatyk, ojciec sześcioletniego Bruna. – Mój syn sam pokazał mi, czego potrzebuje. Po dzieciach przyjaciół w jego wieku dostał całe worki zabawek. A i tak najbardziej lubił rysowanie swoich ukochanych pociągów, do czego wystarczała mu kartka papieru i kredki. Kocha też mapy, topografię naszego miasta zna na pamięć. Najlepszym prezentem dla niego, czymś, co zawsze go ucieszy, jest mapa przywieziona z jakiegoś miejsca na świecie, gdzie się było. Zwykła, używana, stara mapa, a nie jakiś supernowoczesny sprzęt.
Mniej stymulacji
Im młodsze dziecko, tym bardziej powinniśmy je chronić przed zgiełkliwymi zabawkami, zbyt wieloma kręciołkami nad kołyską, a już na pewno – przed ekranem telewizora czy smartfona. Przez pierwszych kilka miesięcy życia najważniejszym obrazem są twarze najbliższych – ich mimika, przekazywanie emocji, miłości. Dopiero po trzecim roku życia dzieci powinny zacząć oglądać bajeczki – nie dłużej niż 10–15 minut dziennie. Im więcej zabawek, filmów i tym podobnych bodźców, tym bardziej demolują one psychikę. Dzieci emocjonalnie nie umieją przyswoić tak wielu wrażeń. Siła tkwi więc w prostocie. Pamiętajmy o tym, wybierając prezenty dla swoich pociech.
Są zabawki, które wspierają rozwój dziecka, są takie, które dajemy, żeby stłumić poczucie winy, i takie, które dajemy ze snobizmu. Warto pamiętać, że to my, rodzice, jesteśmy dla dzieci przewodnikami po tym kolorowym, pięknym, ale i zaśmieconym świecie.
Znany jest eksperyment przeprowadzony w przedszkolu w Austrii, w którym gromadka trzylatków została wpuszczona do pustego pokoju. Obserwowane przez lustro weneckie, błąkały się po sali, ale po chwili zainteresowały się sobą nawzajem i… zaczęła się prawdziwa zabawa. Największym prezentem okazuje się towarzystwo drugiego człowieka!
Źródło: „Smak Zdrowia” 12/2018 (czasopismo dostępne w wybranych aptekach i placówkach medycznych)