Nie od dziś wiadomo, że mężczyźni są z Marsa, a kobiety z Wenus, chociaż patrząc na zmiany społeczne, zaczynam mieć wątpliwości, czy nie bywa odwrotnie. W każdym razie, jak przekonuje autor znanej książki o Marsjanach i Wenusjankach, Marsjanin jest zerojedynkowy, nie lubi za dużo mówić, a kiedy ma problem, to po prostu lubi pobyć sam ze sobą. Kobiety, jak jest kłopot, niepokój czy jakaś sprawa, muszą to obgadać.
I wcale nie oczekują szybkiej recepty, ale przede wszystkim wysłuchania. Zabawne jest zderzenie Wenusjanek z Marsjanami, bo Wenusjanka pyta, ale nie chce odpowiedzi, a jak milczy to znaczy, że chce, żeby się nią interesowano. Marsjanin siedzący ponuro przed telewizorem oczekuje po prostu świętego spokoju. Sytuacja, w której zostanie na przynajmniej pięćdziesiąt sposobów zapytany, co mu jest, jest dla niego dramatycznie niekomfortowa i denerwująca.
Marsjanie generalnie lekarza omijają szerokim łukiem. Nie mają wielkiej świadomości własnego ciała i niechętnie je kontrolują. Uważają, że mają końskie zdrowie i nic im nie dolega. Jeśli Marsjanie zjawią się na badaniu, zachowują swój marsjański styl. Lekarze często mówią, że kobiety przy okazji dolegliwości są w stanie spokojnie opowiedzieć o wszystkich szczegółach, za to mężczyźni często wstydzą się opisywania intymnych szczegółów, „bo to takie niemęskie przecież”.
Odpowiedź, dlaczego się tak dzieje, wymaga bardzo odległej podróży w czasie. Mądrzy ludzie mówią na to „atawizmy” i „kody kulturowe”. Świat przez wieki wymagał od mężczyzny, żeby był twardzielem. Nie narzekał, rozwiązywał problemy, był zdrowy i silny. Żeby bronił dzieci i kobiet, zapewniał wyżywienie i dom. Walczył i wygrywał. Nie musiał za to gotować, zajmować się potomstwem i domem. Choć bywały czasy, że miał piękne stroje i peruki, w ogólnym rozrachunku kobiecą rzeczą było dbać o stroje i wygląd. Faceta zdobiły najlepiej siła i bohaterstwo.
Czasy się zmieniły. Słowo „metroseksualny” już nic nie znaczy, bo prawie każdy facet już w pewnym sensie taki jest. W sklepach sprzedaje się kremy i farby do włosów dla mężczyzn, a męskie kolekcje odzieży traktowane są na równi z damskimi. Ale nadal podświadomie uważamy, że facet ma po prostu iść z maczugą i upolować mamuta.
A jeśli nie upolować, to przynajmniej przyjmować taką postawę, jakby w każdej chwili był gotów to zrobić. Żeby było zabawniej, taki obrazek prawdziwego mężczyzny ma w głowie zarówno współczesny Marsjanin, jak i Wenusjanka. Ona co prawda uważa, że dodatkowo powinien być jeszcze domyty, zadbany i czuły.
Mężczyźnie nie wypada chorować. Niewiele o tym wie, nie ma kontaktu z gabinetami, poradniami, szpitalami, więc trudno mu odróżnić rzeczy poważne od błahych. Jeśli takiego niezorientowanego delikwenta cokolwiek dopada, to uważa, że to już wyrok, prawdziwy dramat, chichot losu i w ogóle marny koniec. Uzasadniony jest strach przy rzeczach ważnych, ale statystycznie nic nie przebije prawdopodobieństwa złapania kataru.
Męski katar jest mityczny. To z pewnością nie jest ten sam katar, który łapią kobiety i dzieci. To jest katar przez naprawdę wielkie K. Jak ładnie pisał ktoś na swoim blogu: „Katar – śmiertelna choroba, która atakuje tylko mężczyzn”. Jeden z moich przyjaciół na tę okoliczność zapuszcza nawet brodę. Jego mądra żona, zresztą bardzo dobry lekarz, informuje wtedy znajomych, że mąż ma katar z powagą godną informowania o stanie terminalnym i wszyscy rozumieją, o co chodzi. Współczują, pocieszają, chodzą na palcach i bardzo lubią ten teatr. Świat się zatrzymuje i chory jakoś po siedmiu dniach wspierany przez otoczenie daje radę wyjść z tego. Katar to straszna dolegliwość, która rzeczywiście w taaakiej postaci dopada tylko facetów, bo kobieta obeznana z tematami chorowania potrafi odróżnić to, co jest uciążliwe, od tego, co rzeczywiście grozi śmiercią. Nie żebym się tu nabijała z kataru, bo przecież wiadomo, że zaniedbany katar może przeobrazić się w dużo poważniejszą infekcję.
Ale jednak… katar to tylko katar, a dla faceta katar to wyrok. Facet ucieka do męskiej jaskini, gdzie chce cierpieć samotnie, umierać, żeby nikt nie widział, jak cierpi, z wyłączeniem tej większości, która robi to tak, by bliscy dokładnie wiedzieli, jak wielkie jest to samotne jego cierpienie. Podobnie dzieje się, gdy coś zaczyna dolegać, a nie wiadomo co to. Najwyższy poziom robienia z igły wideł i wszelkich zachowań hipochondrycznych gwarantowany. Zadyszka to zawał i spisywanie testamentu, a ból brzucha to na pewno nowotwór. Zatem… lepiej nie wiedzieć. Z facetem jest trochę jak z dzieckiem, które wie, że już czas na siusiu, ale trzyma, trzyma, trzyma, aż czasem jest już za późno. Rozejrzyjcie się w swoim otoczeniu. Katar celebrują, a jak coś naprawdę boli, to się nie przyznają i do lekarza nie pójdą. Czy nie znacie historii o tym, jak szczególnie właśnie on, znajomy, wujek, kolega, tata koleżanki, profesor, sąsiad albo ktoś najbliższy tak świetnie się czuł, zawsze był zdrowy aż tu nagle bęc! Diagnoza i tragedia…
Zdanych Głównego Urzędu Statystycznego za 2016 rok wynika, że w porównaniu z 1990 rokiem żyjemy dłużej odpowiednio o 7,7 i 6,7 lat. Mężczyźni w Polsce żyli w 2016 roku przeciętnie 73,9 lat, natomiast kobiety 81,9 lat. Fakty mówią same za siebie. Oczywiście to wynik, na który składa się wiele czynników, ale marsjańskie podejście do leczenia i badania nie pomaga.
Źródło: „Smak Zdrowia” 10/2018 (czasopismo dostępne w wybranych aptekach i placówkach medycznych)