Kto pamięta „Zaczarowany ołówek”? Dobranockę o chłopczyku, który wyczarowywał przedmioty za pomocą ołówka… Fiat Scudo jest jak z tej bajki. Trzeba go sobie narysować. Nie ma zunifikowanej wersji, którą można zamówić. Trzeba podjąć kilka trudnych decyzji.
Ma być krótszy (4,8), czy długi(5,13). Dla dziewięciu osób, czy tylko pięciu. A może powinien być bardziej towarowy… Ma być urządzony jak transporter, czy jednak jak rodzinny salon… Scudo w wersji osobowej potrafi się przepoczwarzać i adaptować do dowolnych zadań.
To jeden z nielicznych samochodów w pełni zasługujących na miano „surf van”. W weekendy można do niego wrzucić windsurfingową deskę z żaglem plus ekwipunek do nurkowania i ruszyć nad morze. Na co dzień bez większego trudu uda się nim dojeżdżać do pracy i załatwiać sprawy w mieście. A nawet parkować w wąskich uliczkach. Tylko najpierw trzeba przejść szybki kurs figur geometrycznych. Scudo jest naprawdę trójwymiarowy. Nie tylko długi i szeroki, ale również wysoki. Uwaga na niskie konary drzew, wiaty i tym podobne! Parkowanie nim wymaga lekkiej korekty nawyków. I nic więcej.
A jak się Scudo prowadzi? Jak brytyjska królowa. Bardzo przyzwoicie. Świetny zakres regulacji fotela i kierownicy pozwala zająć naprawdę wygodną pozycję. Jeśli ktoś chce się poczuć jak w ciężarówce lub autobusie, musi wybrać inny model.
Przyspieszenie do setki w 11,6, to lepiej niż w niejednej osobówce. W kategorii „start spod świateł” Scudo ze 163 konnym dieslem stanowi pierwiastek lekko rewolucyjny. To znaczy burzy ustalony porządek, w którym przyjęto, że auto stricte osobowe musi mieć lepsze osiągi od wielkich vanów. Do masowych wystąpień z tego powodu raczej nie dojdzie. Ale niektórych drażni. Bardzo.
Całkiem niedawno Fiat przejął w 100 proc. amerykańskiego Chryslera. Amerykanom świat zatrząsł się lekko w posadach. Włosi budują dla swojego kolosa nową strategię rozwoju. Nasz van na pewno znajdzie w niej swoje miejsce. Scudo po włosku znaczy „tarcza”.