Podczas Kongresu Zdrowia Kobiet mówiła Pani m.in. o wyrabianiu pozytywnych nawyków żywieniowych wśród dzieci. Jaki zachęciła Pani swoje dzieci do zdrowych nawyków żywieniowych?
Jest to metoda małych kroków, które zaczynają się już właściwie w ciąży, kiedy mama spożywając dane produkty, projektuje smaki na dziecko. Kiedy dzieci przychodzą na świat, to w nas rodzicach jest odpowiedzialność, by wprowadzać produkty, które są zdrowe dla dziecka. Dzieci oczywiście nie mają wyrobionych jeszcze smaków i jeśli pokażemy dziecku, że dany produkt jest dla nich zdrowy i dobry, one nam uwierzą, bo są otwarte. Dziecko to czysta karta, na której możemy zapisywać nawyki żywieniowe. Nie jest to proste, bo wymaga konsekwencji i codziennego podawania tych produktów oraz uczenia picia wody. W późniejszym etapie ważne jest, by wybrać placówki, które będą kontynuowały naszą pracę, by posiłki były tam zdrowe, z nieprzetworzonych produktów i które są najbardziej czyste w składzie. Kolejny etap to edukacja słowna, rozmowa o tym co jest zdrowe, a co nie. Może wydawać się to iluzoryczne, bo przecież mamy zderzenie ze sklepami, gdzie atakują nas słodycze, z przyjęciami urodzinowymi, gdzie serwowane są słone przekąski. Ważna jest więc rozmowa z dziećmi. Nic się złego nie stanie, jeśli raz skosztują (trzeba znaleźć balans), ale muszą mieć wiedzę. Nie można zabraniać na zasadzie "nie, bo nie", tylko warto, by dzieci miały świadomość, że coś im nie służy, że odłoży się w postaci tkanki tłuszczowej i przez to ciężko im będzie biegać, a przecież lubią biegać. Tu, przy okazji, apel do dziadków, że jeśli chcieliby sprawić dzieciom prezent, przyjemność, to niech to będzie np. owoc. I tu opowiem anegdotę z mojego dzieciństwie, kiedy to babcia zostawiała dla mnie i mojego brata po ciasteczku na biurku. Tak nas chciała dopieścić i powiedzieć tym samym, że nas kocha. Mama wtedy powiedziała jej, że bardzo to docenia, ale gdyby babcia mogła zamienić ciasteczka na jakiś owoc… Od tego momentu na biurku był dla nas owoce np. banan, mandarynka czy truskawki. I przekaz pozostał ten sam (kocham Was), ale w dużo zdrowszej formie.
Napisała Pani książkę o zdrowym żywieniu. Co było inspiracją do jej napisania?
Temat zdrowia, dbania o siebie jest mi bardzo bliski i zaczął się w momencie, kiedy zaszłam w ciążę. To była dla mnie też niesamowita transformacja. Obserwowałam co się ze mną dzieje i moim ciałem. Później, po porodzie, oczywiście zajmowałam się dzieckiem, ale też obserwowałam co się ze mną stało psychicznie i fizycznie. I to był pierwszy bodziec do tego, by stworzyć książkę, która wesprze wszystkie mamy przechodzące podobną drogę co ja, by zadbały o siebie i swoje zdrowie. Bo zdrowa mama to zdrowe i szczęśliwe dzieci. W kolejnych etapach, kiedy ja jako mama ogarnęłam siebie fizycznie i psychicznie, skupiłam się na dziecku, jego nawykach żywieniowych, na tym co robić, by zachęcić dziecko do zdrowego jedzenia, w jaki sposób podać je, by było ciekawie i jak uczyć uważnego spożywania. I jak z synem nie miałam tu żadnego problemu, tak z córką odwrotnie, była totalnym niejadkiem. Byłam tym szczerze zmartwiona, bo córka była na granicy niedowagi. Lekarze mnie jednak uspokajali i mówili, że jest ok., że dziecko nie da się samo zagłodzić. Starałam się więc robić ciekawe posiłki, zachęcić do jedzenia przez zabawę i wspólne przygotowywanie posiłków. To okazało się idealnym rozwiązaniem.