Z samochodami jest tak jak z futbolem. Zawsze na końcu wygrywają Niemcy. A w każdym razie tak to wygląda w pismach motoryzacyjnych, gdzie Poważni Redaktorzy z zacięciem Kubicy testują samochody.
Ważą, mierzą, liczą litry i sekundy, szukają „szpery” i paru innych niedostępnych zwykłym śmiertelnikom parametrów. A potem jeszcze „piłują” te biedne wozy na torach i prawie zawsze wychodzi, że „das auto” wypada lepiej niż „la voiture”, czy „la macchina”.
Z braku toru F1 w najbliższej okolicy wybieram drogę krajową nr 17 Warszawa – Lublin. Cel Lubelski Uniwersytet Medyczny i spotkanie z Panią Profesor.
Jeśli prawdą jest, że ludzie oceniają bliźnich po samochodach, to od pierwszego rzutu oka na Lagunę wiem, że na parkingu LUM będzie „lansiarsko”. Ta Laguna jest bardzo pięknie „coupé”, czyli „ścięta”. Większość aut może się podobać lub nie. Kwestia gustu. Laguna coupé nie daje wyboru. Na światłach gapią się wszyscy. W trasie wyprzedzani nie próbują się ścigać. Wolą spokojnie popatrzeć.
Ja też szybko wyzbywam się żyłki rajdowca. 180 koni Laguny coupé GT wystarcza do ostrej jazdy, zawieszenie na nią pozwala, ale komfort i cisza panujące w środku rozleniwiają. To auto wręcz zmusza do korzystania ze wszystkich niezliczonych gadżetów, które francuscy konstruktorzy zapakowali do środka. I jeszcze zrobili to tak, że niczego nie trzeba szukać. Światła, wycieraczki, cruise control, wyrafinowany system audio firmy Bose, regulacja foteli… Wszystkie przyciski i przełączniki są dokładnie tam, gdzie ich szukam…
I jest jeszcze coś, czego się nie szuka, ale jak już się znajdzie – kończy się spokojna jazda. System 4control polega na tym, że w zakrętach oprócz przednich skręcają się również tylne koła, tyle że w przeciwnym kierunku. Hulaj dusza, siły odśrodkowej nie ma! Tylko gdzie te serie ostrych zakrętów?
Z Laguny coupé wychodzi się niespiesznie i niechętnie. Może to nie jest „das auto”. Ale po takiej przejażdżce człowiek od razu sobie przypomina, że francuski to bardzo piękny język…