Co to jest tanoreksja, czy opalanie na solarium jest gorsze od promieni słonecznych? Na te pytania odpowiada Dorota Mierzejewska, terapeutka uzależnień i wellness coach, ekspert kampanii "Nie rzucaj bo wróci".
Czy dwutygodniowe wakacje, podczas których się intensywnie opalamy, mogą być początkiem tanoreksji?
Wakacje nie mogą nam niczym zagrozić, jeśli nie mamy skłonności do tanoreksji. Przyczyny tego uzależnienia leżą głęboko w naszej psychice. Może ono być objawem braku samoakceptacji, głęboko zakorzenionego, nierozwiązanego konfliktu wewnętrznego, kompleksów, depresji czy nawet aktem autoagresji. Przyczyny choroby są indywidualne. Na pewno podczas intensywnego letniego opalania osoby uzależnione mogą łatwiej wpaść w tzw. ciąg. Zacząć się opalać, by po wakacjach nerwowo usiłować utrzymać brązowy koloryt skóry, nie zauważając przy tym, że staje się on coraz ciemniejszy, nienaturalny i... naprawdę niebezpieczny dla zdrowia.
Co powinno być sygnałem, że może już jesteśmy uzależnieni od opalania?
Jeżeli mamy poczucie, że różne osoby z otoczenia nie są w stanie zrozumieć naszej "dbałości" o złoty odcień skóry i twierdzą, że przesadzamy z opalaniem, możemy zacząć zastanawiać się, czy przypadkiem nasza percepcja własnego ciała nie jest zniekształcona. Jeżeli dostrzegamy, że przestaliśmy traktować kąpiele słoneczne czy solarium swobodnie i z umiarem, za to podporządkowujemy pod opalanie nasz plan dnia. Staramy się nerwowo ukrywać pod opalenizną rozstępy, drobne pęknięte naczynka czy sińce pod oczami, możemy zastanowić się, czy przypadkiem nie staramy się przesadnym dbaniem o siebie zatuszować kłopoty emocjonalne przed samymi sobą i innymi. Jeśli odczuwamy przymus opalania, staje się ono priorytetem i łapiemy się na tym, że reagujemy paniką na wieść o deszczowym tygodniu latem, to znak, że coś jest nie tak. Tanoreksji z pewnością jednak nie rozpoznamy po kolorze naszej skóry, ponieważ uzależniona od opalania osoba dla siebie samej wciąż jest zbyt blada. Nawet jeśli fakty mówią o czymś zgoła odwrotnym.
Co jest groźniejsze: opalanie na słońcu czy na solarium?
Krążą na ten temat rozmaite opinie, jednak prawda jest taka, że jedno i drugie jest równie groźne dla zdrowia skóry. Warto pamiętać, że opalenizna to wcale nie oznaka zdrowia, ale objaw walki skóry z wnikającym w nią mutagennym promieniowaniem UV. Przyspiesza nie tylko pojawianie się zmarszczek, ale przede wszystkim znamion barwnikowych, które mogą przekształcać się w dysplastyczne, aż w końcu w raka.
Jak się bezpiecznie opalać? Jak wysokich filtrów używać?
W zależności od pory roku i szerokości geograficznej nie opalać się dłużej niż 2-4 godziny dziennie. Żeby stymulować produkcję drogocennej witaminy D w naszym ustroju wystarczy półgodzinna ekspozycja na słońce i nie jest konieczne odsłanianie w tym celu całego ciała. Istotne też powiedzieć wyraźnie, że dla poprawy samopoczucia wystarczy przebywać na słońcu, niekoniecznie trzeba się od razu opalać. Promienie słoneczne stymulują wydzielanie hormonu szczęścia – serotoniny za pośrednictwem siatkówki oka, która odbiera luksy światła słonecznego. Są one potem przekazywane w postaci impulsów nerwowych do szyszynki. Mózg w odpowiedzi intensyfikuje produkcję neuroprzekaźników poprawiających nastrój. Jeśli już kąpiele słoneczne, to należy je zaczynać od krótkich seansów i stosować na początek wysokie filtry, nie niższe niż 20. Osoby o typie skóry I (najjaśniejszy koloryt) powinny zaczynać opalanie od filtrów 40-50 i przy dużym słońcu nie schodzić poniżej 20. Warto inwestować w kremy z filtrami naturalnymi, a nie chemicznymi. Są droższe, ale bezpieczniejsze dla skóry.
Czy latem powinniśmy używać kremów z filtrami zawsze, kiedy przebywamy na słońcu? Nawet kiedy tylko idziemy do pracy?
O ile nie idziemy do pracy w bikini, kremy z filtrem nie są konieczne. Jeżeli odsłaniamy ramiona czy chcemy chronić twarz, można zastosować filtr. Jego wysokość uzależniłabym od długości drogi do pracy. Poza tym istotne jest, aby pamiętać, że filtr jest aktywny przez 2 godziny i że krem kupiony w ubiegłym roku nie ma już w tym roku żadnej wartości ochronnej.