W końcu daje nam tyle pewności siebie i poprawia samopoczucie. Opalenizna to wakacyjne trofeum. W zależności od karnacji jej zdobycie przychodzi z łatwością, ale bywa też wyzwaniem. Większość chce, by zdobiła skórę jak najdłużej. Złocisty odcień sprawia, że czujemy się młodsi, zdrowsi, szczuplejsi i ładniejsi. Jeśli udało nam się dotrzymać wszystkich reguł bezpieczeństwa podczas ekspozycji na słońce, to skóra długo pozostaje równomiernie brązowa i gładka. Jeśli nie - to niedopatrzenia w tej kwestii dadzą o sobie znać w postaci plam i szorstkości. Utrzymaniu letniego odcienia naskórka musimy poświęcić trochę czasu. Intensywna pielęgnacja, częsty peeling i solidna porcja kremu to podstawa sukcesu. Gdy skóra domaga się szczególnego nawilżenia, gdy pojawiają się nowe popękane naczynka ratunkiem może być wizyta w gabinecie kosmetycznym i działania bardziej specjalistyczne niż te, które sami wykonujemy w domu. Szczególnej troski wymagają ślady po poparzeniach słonecznych, nowe piegi albo znamiona.
Odcień opalenizny i jej trwałość zależy od ilości naturalnego pigmentu jaki mamy w skórze. W największym skrócie można to ocenić po kolorze włosów. Jasny blond i rudy zwykle oznaczają, że skóra jest delikatna i opalenizna nigdy nie stanie się naprawdę mocna. Większą szansę na czekoladowe odcienie opalenizny mają bruneci i szatyni ze względu na dużą ilość melanocytów. Odcień skóry jest reakcją adaptacyjną i ochronną przed działaniem promieni słonecznych, które wpływają na produkcję melaniny. Kiedy przestajemy intensywnie wystawiać skórę na słońce jej wzmożona produkcja ustaje, a „kolorowe komórki” zaczynają powoli obumierać. Nie można ich zatrzymać przy życiu, ale można im je zdecydowanie przedłużyć. To zawsze zaskakuje, ale skóra, której nie opalamy regularnie, robi się po kilkunastu dniach bardzo sucha. Dzieje się tak dlatego, że źle znosi słońce, wiatr, wodę zwłaszcza z morza i basenu, piasek. To pozbawia ją warstwy lipidowej chroniącej przed utratą wody. O ile w trakcie ekspozycji na słońce nie zauważamy jego destrukcyjnego działania, o tyle po kilku tygodniach staje się ono silnie odczuwalne. Pierwszym zadaniem, by utrzymać ładną opaleniznę jest regularny peeling. Błędem jest unikanie go z obawy, że „zetrze” kolor. To martwy naskórek szarzejąc, zasłania piękną barwę skóry. Należy usuwać go z całego ciała i twarzy. Taki zabieg pobudza skórę do działań naprawczych, a przede wszystkim pozwala na dogłębne wchłanianie produktów odżywczych, nawilżających i regenerujących. Dzięki temu opalenizna wciąż, choć coraz mniej intensywna, pozostanie widoczna, wyrównana i nie pojawiają się na niej jaśniejsze miejsca w postaci dużych plam. Jeśli na twarzy lub na innych partiach ciała odkryjemy mocne posłoneczne przebarwienia, najlepiej od razu skonsultować się z dermatologiem lub lekarzem medycyny estetycznej. Warto też pamiętać, żeby nadal cały czas stosować kremy z filtrem, nawet w mieście. Mitem jest, że silna opalenizna zabezpiecza przed szkodliwym działaniem UV. Stara szkoła, która mówiła o tym, że opaleni raz nie ulegamy poparzeniom słonecznym, dawno jest nieaktualna. Jeśli po powrocie do domu skóra zaczyna się silnie łuszczyć i schodzić tzw. płatami, nie należy jej pomagać i odrywać wyschniętego naskórka. To może spowodować uszkodzenia, które pozostawią trwałe ślady a nawet blizny. Najlepiej taki naskórek usuwać delikatnym peelingiem albo masując skórę oliwą z oliwek, olejem kokosowym lub arganowym.
Najgorszy pomysłem jest próba podtrzymania opalenizny w solarium. To nie przynosi pożądanych rezultatów, bo kolor opalenizny uzyskanej w sztucznych warunkach jest zupełnie inny od naturalnego, bardziej szary i pozbawiony blasku. Poza tym solarium wyraźnie przyspiesza fotostarzenie się skóry, powodując uszkodzenia włókien kolagenowych. Przyspiesza też pojawianie się trudnych do usunięcia przebarwień zwłaszcza gdy stosujemy niektóre zioła, tabletki antykoncepcyjne lub antybiotyki. Może też powodować silne poparzenia, uszkodzenia oczu i nowotwory skóry. Zamiast opalać się w ten sposób lepiej zastosować delikatny kosmetyk opalający. Ich jakość jest coraz lepsza, a efekty kolorystyczne delikatne i równomierne.
Zabiegi pielęgnacyjne to jedno, równie ważne jest dla zachowania ładnego koloru skóry to co jemy. Przede wszystkim trzeba pamiętać, iż dla dobrej kondycji skóry ważna jest odpowiednia ilość wypijanej codziennie wody. Nawilżanie od środka jest konieczne, by zachować jędrność. Po wakacjach wciąż łatwo zrezygnować z tłustych i obfitych posiłków i korzystać z warzyw i owoców, których dostarcza nam wczesnojesienny sezon. Dla zachowania opalenizny bardzo istotny jest betakaroten, który należy do grupy karotenoidów, pełniących w warzywach i owocach rolę barwników. Podobnie działa na człowieka. Betakaroten to prowitamina. W dużych ilościach obecny jest w marchewce, nawet gotowanej. Nie brakuje go także w dyni, pomidorach i papryce oraz we wszystkich warzywach w kolorze zielonym: brokułach, szpinaku, jarmużu a także wszystkich owocach w czerwonych i pomarańczowych barwach. Dowiedziono już, że regularne picie soku z marchewki zmienia koloryt skóry. Ważne dla skóry są również witaminy E i C. Pierwsza jest doskonałym przeciwutleniaczem dbającym o odbudowę naskórka, hamującym procesy starzenia i doskonale wpływającym na proces regeneracji po ewentualnych poparzeniach słonecznych. Z kolei witamina C wzmacnia jej działanie i również wpływa na proces tworzenia melaniny. W malinach i papryce jest jej o tej porze roku pod dostatkiem. Niezwykle ważną rolę w utrzymaniu ładnego kolorytu skóry odgrywają kwasy omega 3, które zapewniają utrzymanie odpowiedniego poziomu zdrowych tłuszczów. Jedzmy więc morskie ryby takie jak łosoś, makrela, śledzie, bowiem to zapobiega wysuszaniu skóry i wspomaga siłę warstwy lipidowej naskórka. Mniej skupieni na diecie mogą do końca października wspomagać się suplementami z beta – karotenem. Należy korzystać z niego z umiarem a u progu zimy zaprzestać kuracji.