O swoich zmaganiach ze śmiertelną chorobą, jaką jest alkoholizm, zwycięstwach i porażkach, braku wsparcia i miłości, a także o walce o siebie redaktor naczelnej Medexpress.pl Iwonie Schymalli opowiada Ilona Felicjańska.
Wielu obserwatorów życia społecznego w naszym kraju twierdzi, że „Polska alkoholem płynie”.
W Polsce pije się naprawdę dużo. Wszystkie urodziny, święta, nawet Wigilia i Wielkanoc nie mogą obejść się bez alkoholu. Jesteśmy krajem, gdzie przyzwolenie na picie jest ogromne. Mówimy sobie, że jeśli wszyscy piją, to nie ma nic złego w tym, że my także pijemy. Tłumaczymy sobie, że nic się nie stało, przecież nie piję dużo, nie zawalam ważnych spraw. Ale nawet jeśli zaczynamy nawalać w pracy, to nadal tłumaczymy sobie, że nie jest jeszcze tak źle.
To znaczy, że wypieramy fakt, że jesteśmy uzależnieni?
Wypieranie problemu to podstawowa reakcja. Dziś mówię otwarcie o swoim uzależnieniu, bo wiem, jak było mi ciężko i chcę pomóc innym, opowiadając o swojej trudnej drodze. Dziś bez wstydu mówię: tak, jestem uzależniona, ale to nie znaczy, że jestem gorsza od innych. Najważniejsze w tej chorobie jest zaakceptowanie jej i mnie się to udało. Ale zanim przyszła akceptacja, przeszłam długą i bolesną drogę.
Na spotkania z Tobą przychodzi wiele kobiet. Czy także uzależnionych od alkoholu?
Tak, czuję, że moja otwartość pozwala innym kobietom dostrzec problem. Jestem pewna, że kiedy otwarcie mówię, że jestem uzależniona, innym kobietom łatwiej jest przyznać się do tego, że mają problem z alkoholem. Kobiety piją inaczej niż mężczyźni, w ukryciu. W naszej kulturze pijąca kobieta nie jest do zaakceptowania. Ale kobiety też mają silny instynkt samozachowawczy i wiele siły, aby podnieść się z upadku. Chcę mówić do kobiet, bo bardziej je rozumiem i łatwiej mi identyfikować się z nimi.
Jaki był początek Twojego uzależnienia?
Piłam jak każdy, bez świadomości, że może prowadzić to do uzależnienia. Nigdy nawet nie pomyślałam, że tak może być ze mną. W mojej rodzinie nikt nie nadużywał alkoholu. Kiedy z mojej rodzinnej miejscowości przyjechałam do Warszawy, spotkałam mężczyznę, który pił bardzo dużo i prawdopodobnie był to początek mojego problemu. Częste picie z nim powodowało, że przyzwyczajałam organizm do alkoholu. Później przyszła kariera w show biznesie. Lubiłam się bawić, lubiłam się napić, lubiłam ten stan.
Kiedy poczułaś, że sytuacja wymyka się spod kontroli?
Poczułam, że jest źle kiedy zdałam sobie sprawę, że światła reflektorów pomagają mi zapomnieć o niskim poczuciu własnej wartości. Przeglądałam się w artykułach o sobie, w informacjach na portalach. Pokazywały mi, że jestem lepsza niż sama o sobie myślałam. Z drugiej strony uważałam, że bycie modelką jest etapem oczekiwania na właściwego człowieka, którego pokocham i założę z nim rodzinę. Byłam zakochana w swoim mężu, ale dziś wiem, że bardziej kochałam ojca-opiekuna, którego nigdy nie miałam, niż mężczyznę i partnera. Mój były mąż nie potrafił mówić o swoim uczuciu, a ja bardzo potrzebowałam czułości. Wiem, że mało rozmawialiśmy, a alkohol zaczął mi załatwiać coś więcej, było mi lżej, łatwiej i weselej. Problem zauważyłam po urodzeniu drugiego syna. Alkoholu było coraz więcej, ale ja nie przyznawałam się do problemu. Zaczęłam zdawać sobie sprawę, że stworzyłam sobie w głowie obrazek życia, jakie chciałabym mieć, a ono realnie przestawało dawać mi szczęście. Zamiast cieszyć się z życia, z rodziny, czekałam na wieczór, żeby się napić.
Czy zdecydowałaś się na terapię?
Tak, pojechałam do Tworek na Oddział 9, żeby się leczyć. Pamiętam, że patrzyłam wtedy na ludzi, którzy tam się leczyli, jak na innych, gorszych. Myślałam o sobie, że jestem lepsza i nie wyglądam tak jak oni. Dziś wiem, że droga do tego, aby być taką, jak ci ludzie, była bardzo krótka. Po rozmowie z panią ordynator wspólnie podjęłyśmy decyzję, że rozpocznę terapię dzienną. Miałam małe dzieci, chciałam być jak najdłużej z nimi. Prawie trzy lata, dwa lub trzy razy w tygodniu brałam udział w zajęciach terapeutycznych. Podzielone były na trzy etapy: wstępny, warsztatowy i rozwoju osobowości. Najtrudniejszy był pierwszy rok, ale walka z samą sobą bardzo mnie wzmocniła. Potem, przez kolejnych 5 lat, nie piłam, założyłam fundację, prowadziłam firmę eventową. Ale czułam, że moja ogromna aktywność zastępuje coś, co do tej pory dawało mi radość, czyli alkohol.
Czy trzeźwe spojrzenie na świat burzy dotychczasowe życie?
Tak, to prawda. Musiałam wiele zmienić w swoim życiu i podjąć wiele ważnych decyzji. Postanowiłam się rozwieść, ale nie mogłam doprowadzić tej sprawy do końca. Wiedziałam, że moje życie jest fikcją, którą sama stworzyłam we własnej głowie. Skoro nie ma rozwiązania, to tylko alkohol może mi pomóc. I wtedy znowu zaczęłam pić.
Czy to wtedy doszło do wypadku samochodowego?
Tak. Byłam zmęczona, wycieńczona, nie wiedziałam, co zrobić ze swoim życiem, chodziłam po mieście z pozwem rozwodowym w torbie. Moje uzależnienie nie jest wytłumaczeniem tego, co zrobiłam, ale prawdopodobnie gdyby nie moja choroba, to do wypadku by nie doszło.
Czy to był przełom?
Tak, ale wtedy też realnie zobaczyłam, jak wygląda rzeczywistość wokół mnie. Widziałam, jak odchodzą przyjaciele, jak się okazuje, że to nie ja byłam wartościowym człowiekiem, wartościowe było moje nazwisko, bo dawało profity. To znowu odsunęło ode mnie chęć bycia trzeźwą. Skoro nie ma we mnie żadnej wartości, to jak mogę wierzyć w siebie. To była wielka i ważna nauka życia. Dowiedziałam się, jacy mogą być ludzie i czego mogę się po nich spodziewać.
Trafiłaś znowu na terapię?
Tak, trafiłam na Oddział 9 w Tworkach, tam, gdzie zaczynałam swoją drogę. Specjaliści stwierdzili jednak, że niepotrzebna mi jest terapia uzależnień, ale psychoterapia, która pozwoli odbudować poczucie własnej wartości i wypierze to, co zalega i nie pozwala dalej iść. Tę terapie też przerywałam. Piłam, ale wracałam, bo wiedziałam, że albo coś zrobię ze sobą, albo nie będzie mnie po prostu.
Masz przyjaciela, bliską osobę. Czy to Ci pomogło przetrwać?
Mój nowy partner dał mi spokój i ukojenie. Jego optymizm życiowy daje mi siłę. Dla niego chcę jeszcze raz walczyć o siebie.
Jak oceniasz skuteczność terapii, które przeszłaś?
Uczą życia. Pokazują, jak wielkim wrogiem jest alkohol i to, że nie ma kontrolowanego picia. Czasami, żeby przestać pić, trzeba zmienić całe swoje życie. Tak było ze mną, ale to ja sama uratowałam sobie życie. Zaakceptowałam zmiany i zrozumiałam siebie. Dziś każdy dzień bez picia to zwycięstwo. Nie mogę zapomnieć o tym, że jestem uzależniona. Chodzę na mitingi, znalazłam swoją grupę. Wierzę, że jest ktoś, kto w trudnych chwilach pomaga znaleźć właściwe rozwiązanie.
Wiele osób mówi, że kontroluje swoje picie. Zgadzasz się z tym?
Nie ma kontrolowanego picia. Osoba uzależniona może sobie założyć, że będzie piła tylko raz w roku, ale przez cały ten rok nie będzie myślała o życiu, ale o dniu, kiedy się wreszcie napije. Alkoholizm to choroba zero-jedynkowa. Wyjście z nałogu wymaga szczerego i odważnego powiedzenia sobie, że mamy problem.