Subskrybuj
Logo małe
Szukaj
„Smak Zdrowia”

Zwierzęcy terapeuci

MedExpress Team

Aneta Matul

Opublikowano 14 lipca 2018 11:22

Zwierzęcy terapeuci - Obrazek nagłówka
Thinkstock/GettyImages
Zwierzęta towarzyszą ludziom niemal „od zawsze”, ale wciąż odkrywamy ich nowe zalety. Czasem zaskakujące, jak chociażby to, że… potrafią nas wyleczyć, złagodzić cierpienie, poprawić naszą kondycję psychiczną i przywrócić radość życia.

Kariera Smoky’ego

Dobroczynny wpływ zwierzaków na człowieka zauważono już dawno – w 1792 roku w szpitalu psychiatrycznym w brytyjskim Yorku zaproponowano pacjentom opiekę nad królikami i drobiem. Okazało się, że dbanie o cztero- i dwunożne stworzenia znacznie podniosło poziom samokontroli u chorych. 75 lat później na podobny eksperyment zdecydowano się w Bielefeld w Niemczech (tym razem zwierzętami opiekowali się chorzy na epilepsję), zaś w XIX wieku amerykańskiemu psychologowi Borisowi Levinsonowi udało się dzięki obecności psa nawiązać kontakt z „niedostępną” do tej pory osobą chorą psychicznie.

Terapia ze zwierzętami, zwana jest w skrócie AAT od angielskiego Animal-assisted Therapy. Istnieje również terapia AAA, gdzie pacjent i zwierzę w zasadzie nie podlegają ingerencji lekarzy, mają swobodny kontakt, oraz AAE, w którym zwierzę jest dopełnieniem terapii czy edukacji. Prawdziwe triumfy zaczęła święcić podczas drugiej wojny światowej i tuż po jej zakończeniu.

To wówczas karierę zaczął Yorkshire terrier o imieniu Smoky. Psiak początkowo zwyczajnie plątał się po wojskowym szpitalu na Filipinach. Lekarze zauważyli, że jego obecność na sali poprawia samopoczucie pacjentów i pomaga im się odprężyć. Smoky stał się ważnym punktem programu leczenia, a potem trafił do kliniki w Rochester i kolejne 12 lat „pracował” z sukcesami jako psi terapeuta. Amerykański Czerwony Krzyż zalecał podobną terapię, czyli opiekę nad małymi zwierzakami, lotnikom, którzy mieli problemy psychiczne po traumatycznych przeżyciach.

Szpitalni towarzysze

Kompleksowe badania nad wpływem zwierząt na ludzkie zdrowie prowadzone są od dawna. Korzyści okazały się zaskakujące: zwierzęta pomagają poprawić samoocenę u dzieci i ułatwiają im pogodzić się z ograniczeniami i upośledzeniami, zaś właściciele psów i kotów o wiele rzadziej zapadają na choroby serca. Procentowo skuteczność spacerów i zabaw z małymi pupilami równa się korzyściom zdrowotnym odnoszonym przy przestrzeganiu diety niskotłuszczowej i niskosodowej! By zresztą wymienić wszystkie schorzenia, przy których łagodzeniu bądź zwalczaniu pomagają zwierzęta, trzeba by było poświęcić parę stron – same tylko delfiny współpracują z lekarzami przy leczeniu… 100 różnych dolegliwości!

Obecnie przy wielu amerykańskich i brytyjskich szpitalach czy domach spokojnej starości hoduje się zwierzęta, których obecność pomaga pacjentom zmuszonym do długotrwałego przebywania w placówce: zmniejsza to znacznie możliwość wystąpienia depresji, zapobiega apatii i zobojętnieniu, jakim często ulegają przykuci do łóżka. Szpitale odwiedza tam również sporo osób prywatnych w towarzystwie swoich pupili, co ma za zadanie zapewnić chwile odprężenia chorym. Za prekursorkę tego typu działań uważa się Nancy Stanley, która w latach 80. XX wieku za własne pieniądze zorganizowała coś w rodzaju objazdowego minizoo, z którym odwiedzała rozmaite placówki.

Końskie zdrowie

Jakie zwierzęta wykorzystywane są najczęściej w AAT? Oczywiście konie, psy, koty, ale i małe zwierzątka domowe (króliki, chomiki, świnki morskie). Coraz większy udział w AAT mają delfiny, a także rybki akwariowe, których oglądanie działa uspokajająco. A zdarzają się i bardziej egzotyczni pomocnicy lekarzy – papugi, a nawet lamy, alpaki i słonie!

Największym powodzeniem cieszy się hipoterapia, czyli terapia z udziałem koni (jej odmianą jest onoterapia, w której koń zastąpiony jest osłem). Polecana jest osobom upośledzonym umysłowo, niedostosowanym społecznie, z uszkodzeniem wzroku bądź słuchu, a także jako forma rehabilitacji po chorobach pozostawiających trwałe ślady w sprawności fizycznej, a co za tym idzie – również w psychice chorego.

Konie są duże, silne, więc pacjenci (szczególnie ci mali) dość szybko zaczynają im ufać, a panowanie, chociażby pozorne, nad tak dużym stworzeniem pomaga im uwierzyć we własne możliwości. Na dodatek specyficzny kształt końskiego grzbietu i jego kołysanie się w trakcie ruchu rozluźnia napięte mięśnie, zaś ruch grzbietu w stępie sprawia, że miednica jeźdźca rusza się identycznie jak miednica prawidłowo kroczącego człowieka. Dlatego do hipoterapii dobiera się konie o szerokich grzbietach, zazwyczaj masywnie zbudowane, niezbyt wysokie, oczywiście o spokojnym usposobieniu.

Terapeutyczne właściwości ma nie tylko jazda konna, ale i sam kontakt ze zwierzęciem. W niektórych przypadkach zresztą bardziej liczy się ów emocjonalny kontakt chorego z koniem, zdarza się, że pacjent podczas terapii wcale nie zasiada na końskim grzbiecie.

Te, co miauczą i szczekają

Terapia z pomocą psów nazywa się dogoterapią lub czasem kynoterapią. Nadaje się do niej w zasadzie prawie każda rasa z wyjątkiem psów obronnych, stróżujących i bojowych, choć z pewnymi pracuje się łatwiej (Golden Retriever, labradory, spaniele), a z innymi trudniej (husky).

W dogoterapii stosowanej w Polsce (już od 30 lat) stawia się przede wszystkim na więź, która rodzi się między zwierzęciem a pacjentem. Psy uczą samodzielności i odpowiedzialności – ważnym elementem terapii jest opieka nad czworonogiem, jego karmienie, wyprowadzanie na spacery. Specjalnie przeszkolone czworonogi stają się oczami niewidomego, potrafią także poinformować o sygnałach dźwiękowych osoby niesłyszące. W razie potrzeby otworzą drzwi, zaalarmują w przypadku zagrożenia, podniosą czy przyniosą niewielkie przedmioty. Psy wyczuwają także zmiany w rytmie serca i zapachu skóry właściciela, dzięki czemu, odpowiednio przeszkolone mogą sygnalizować zbliżający się atak padaczki czy cukrzycy.

W dogoterapii wyróżnia się trzy różne formy: SP (Spotkanie z psem – służy przełamywaniu lęków, odpręża, stymuluje rozwój zmysłowy), EP (Edukacja z psem – usprawnia sferę intelektualną i poznawczą) oraz TP (Terapia z psem, czyli rehabilitacja prowadzona indywidualnie lub w malutkich grupach).

Wiele kontrowersji wzbudza felinoterapia, czyli terapia z udziałem kotów, popularna np. w Skandynawii. Kot to wszak niepoddający się tresurze indywidualista… To prawda, dlatego kotów używanych do terapii, w przeciwieństwie do innych zwierząt, w żaden sposób się nie tresuje. Ale to właśnie koty wpływają najbardziej kojąco na chorych. Głaskanie ich mięciutkiej sierści stymuluje organizm do produkcji endorfin, wzmacnia też odporność. W przepracowanej Japonii są nawet specjalne sale, do których można przyjść, by pogłaskać koty i pobawić się z nimi, co wyjątkowo skutecznie pomaga odreagowywać stresy zawodowe!

Według badań naukowców właściciele kotów są o 3 proc. mniej narażeni na zawały niż inni ludzie. Koty pomagają zlokalizować źródła bólu i w pewnym stopniu go neutralizować, bo ich sierść najonizowana jest ujemnie, a bolące miejsca, na których chętnie się kładą – dodatnio. Kot to również najprzyjemniejsza żywa „grzałka”, gdyż temperatura jego ciała jest wyższa niż człowieka. Mruczki są idealnymi towarzyszami osób starszych, ponieważ nie wymagają wiele opieki i uwagi. Wspaniale sprawdzają się też w terapii osób cierpiących na autyzm, nadpobudliwość, ADHD, zaburzenia lękowe, emocjonalne, zahamowania społeczne, a także artretyzm, zaburzenia słuchowe i uszkodzenia wzroku.

Pływając z delfinami

Pora wreszcie na najbardziej spektakularną – delfinoterapię. Cieszy się ogromnym powodzeniem zwłaszcza w USA i w krajach byłego ZSRR. Nie jest tania – w USA cena jednego seansu wynosi od kilkuset dolarów. Bardziej przystępne są ceny na Ukrainie i w Rosji (najsłynniejsze delfinaria znajdują się na Krymie, np. w Kozaczej Buchcie). Udział w zabiegu organizowany przez międzynarodowe biura to koszt ok. 200 dolarów; na miejscu można znaleźć oferty o połowę tańsze, ale na miejsce w kolejce czeka się nawet rok! Ponadto trzeba takich zabiegów wykupić przynajmniej 10, by terapia mogła przynieść wymierny efekt.

Zabawy i ćwiczenia z delfinami nie tylko poprawiają zdolności ruchowe, te inteligentne ssaki emitują wiązki ultradźwięków, które przyczyniają się do regeneracji uszkodzonych komórek. A jako że delfiny potrafią wyczuć zmiany nowotworowe i tam kierują owe wiązki, delfinoterapia polecana jest przy schorzeniach o podłożu onkologicznym.

Amerykański profesor David Nathanson udowodnił także, że zabawy z tymi przyjaznymi stworzeniami korzystnie wpływają na pamięć i koordynację osób z zespołem Downa i dotkniętych autyzmem – jego podopieczny, mały Jeremy Jones z zespołem Downa, w ten właśnie sposób stosunkowo szybko nauczył się mówić. Trzeba jednak pamiętać, że nie wszystkie dzieci reagują tak samo, u niektórych kontakt z wodą i dużym zwierzęciem może wywołać szok.

Jak widać na przykładzie AAT, leczenie nie zawsze musi się kojarzyć z wysiłkiem i cierpieniem, czasem może być całkiem przyjemne!


Źródło: „Smak Zdrowia” 6/2018 (czasopismo dostępne w wybranych aptekach i placówkach medycznych)

Szukaj nowych pracowników

Dodaj ogłoszenie o pracę za darmo

Lub znajdź wyjątkowe miejsce pracy!

Zobacz także